Subskrybuj
Logo małe
Wyszukiwanie

500 złotych za śmierć

MedExpress Team

Bernadeta Waszkielewicz

Opublikowano 8 stycznia 2014 07:00

500 złotych za śmierć - Obrazek nagłówka
Thinkstock/GettyImages
Wojewódzkie komisje do spraw orzekania o zdarzeniach medycznych działają już od dwóch lat. Powinny zapewnić pacjentom szybkie odszkodowania za błędy w sztuce lekarskiej. Wiadomo już, że nie do końca potrafią skutecznie wypełnić swoje zadanie i wiele rzeczy wymaga poprawek.
[caption id="attachment_6987" align="alignnone" width="620"]Thinstockphotos/FPM Thinstockphotos/FPM[/caption]

Wojewódzkie komisje do spraw orzekania o zdarzeniach medycznych działają już od dwóch lat. Powinny zapewnić pacjentom szybkie odszkodowania za błędy w sztuce lekarskiej. Wiadomo już, że nie do końca potrafią skutecznie wypełnić swoje zadanie i wiele rzeczy wymaga poprawek.

Skargę na zabieg chirurgiczny nierzadko rozpatrują fizjoterapeuta czy rehabilitant. Szpitale zaś wymigują się od płacenia, oferując odszkodowania, które skarżący z miejsca odrzuci: 100 zł, a nawet jeden złoty za uszkodzenie ciała, 500 zł za śmierć pacjenta. Mija drugi rok działania wojewódzkich komisji ds. orzekania o zdarzeniach medycznych. I już widać, że potrzebują zmian. Miały zapewnić szybką ścieżkę uzyskiwania przez pacjentów odszkodowań za błędy w sztuce medycznej lub leczenie niezgodne z aktualną wiedzą. A w niektórych regionach skarżący się otrzymują dopiero pierwsze odszkodowania.

Sposób na niepłacenie

– Mieliśmy sytuację, że pacjent wystąpił o 30 tysięcy, a zgodził się na 10 tys. po propozycji szpitala. W innej szpital zaproponował 3 tys. za zakażenie, pacjent odmówił – wymienia Agnieszka Kowalska, szefująca komisji w Olsztynie. W Gorzowie dotąd tylko w jednym przypadku orzeczono wystąpienie zdarzenia i placówka zaproponowała za nie 5,7 tys. zł. Poszkodowany odmówił. W Szczecinie najwyższą proponowaną kwotą było 83,5 tys. zł, najniższą – 3,8 tys. zł. Nie wszystkie zatem przyjęto. W Białymstoku złożono dotąd cztery propozycje odszkodowań. Przyjęto dwie, 65 tys. i 60 tys. zł za uszkodzenie ciała. Odrzucono zaś ofertę wypłaty 1 tys. zł za zakażenie oraz 4 tys. za śmierć pacjenta. W Rzeszowie wydano dwa orzeczenia i w jednej ze spraw poszkodowany wnioskował o 100 tys. zł, placówka zaproponowała 20 razy mniej. Trwają uzgodnienia. Zaś w drugiej sprawie szpital zaproponował... 0 zł odszkodowania i 1 zł zadośćuczynienia. Kto by taką ofertę przyjął? – Ustalanie wysokości odszkodowania i zadośćuczynienia mogłoby odbywać się na posiedzeniu przy udziale przewodniczącego komisji, w trakcie którego ubezpieczyciel czy podmiot leczniczy i wnioskodawca mieliby możliwość negocjacji kwoty – uważa Wioletta Cieślak z Poznania.

Porażająco niskie propozycje to duży problem. – W skali całego kraju. Szpitale jakby uznały, że można podjąć kroki niekorzystne dla pacjenta i podważające sens istnienia komisji – ubolewa Agnieszka Kowalska. Ostatnio nagminnie się zdarza, że szpital w odpowiedzi na wniosek, czyli jeszcze zanim ruszy jego rozpatrywanie, neguje zaistnienie błędu, a jednocześnie umieszcza stwierdzenie: „Na wypadek, gdyby zostało wydane orzeczenie o zdarzeniu, proponuję kwotę odszkodowania 100 złotych”.

– Gdzieś w kraju ktoś to zastosował, a reszta podłapała. To jest kpina z działalności komisji. Gdybyśmy mieli tę absurdalną ofertę uznać, bo to kwestia dyskusyjna, to postępowanie staje się bezprzedmiotowe! – alarmuje przewodnicząca z Warmii i Mazur, która zgłosiła to do Rzecznika Praw Pacjenta. Samo postępowanie kosztuje bowiem wielokrotnie więcej. Skarżący, już składając wniosek, uiszcza opłatę dwa razy wyższą – 200 zł. A każdy z czterech członków składu orzekającego dostaje 430 zł za jedno posiedzenie plus zwrot kosztów dojazdu. Posiedzeń jest wiele. – Coś trzeba z tym zrobić i to natychmiast. Ogromnym problemem jest fakt, iż prawo przewiduje tylko maksymalne kwoty odszkodowania i zadośćuczynienia, natomiast nie wskazuje minimum. A tu ewidentnie w każdej sprawie powinny być widełki – uważa Kowalska. – I nie powinno się pozostawić takiego luzu decyzyjnego po stronie ubezpieczycieli czy podmiotów leczniczych. To wyeliminowałoby absurdalne propozycje odszkodowań w wysokości 100 czy 500 zł za śmierć pacjenta – zaznacza.

Rehabilitant o chirurgii

Najczęściej pacjenci skarżą się na operacje chirurgiczne i zabiegi ginekologiczno-położnicze. Najwięcej wniosków dotyczy uszkodzenia ciała i rozstroju zdrowia, w około 20–30 proc. mówią o zakażeniach, bardzo niewiele – o śmierci pacjenta. Dla zobrazowania: w Poznaniu
i Szczecinie było po 9 takich wniosków. W Gorzowie Wielkopolskim – 8. W Lublinie – 6 . W Białymstoku – 4. Tylko Warszawa i Kraków miały takich spraw po ponad 30. To i tak mało, bo według szacunków Instytutu Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego, każdego roku z powodu błędów lekarskich umiera od 7 do 23 tys. osób. Liczba orzeczeń o wystąpieniu zdarzenia nie jest olbrzymia. Na koniec tegorocznych wakacji było zaledwie 126 orzeczeń na 481 zakończonych postępowań. Aż jedna czwarta czy jedna piąta wniosków jest zwracana. W całej Polsce – 252 wnioski. Uchybienia są na ogół drobne, np. brak danych pacjenta, podmiotu leczniczego, wskazania przedmiotu wniosku, propozycji odszkodowania, podpisu. – Niestety ustawa nie przewiduje wezwania do uzupełnienia wniosku, więc musimy je zwracać – ubolewa Agnieszka Kowalska. Piotr Kulik, szef komisji z Bydgoszczy, uważa więc, że warto wpisać do ustawy artykuł o uzupełnieniu braków formalnych. Tym bardziej że wnioski po poprawieniu najczęściej wracają. Większe problemy są jednak ze składem komisji. Mówi o nich prawie każdy przewodniczący.

– Trzeba zwiększyć liczbę członków komisji z 16 do 20, z jednoczesnym położeniem większego nacisku na profesjonalizm członków. Ustawa przewiduje składy czteroosobowe przy pierwszym rozpoznawaniu wniosków lub na skutek wniosku o ponowne rozpatrzenie oraz sześcioosobowy skład przy skardze na niezgodność orzeczenia z prawem, co też powinno ulec zmianie – uważa Piotr Sendecki, przewodniczący Wojewódzkiej Komisji w Lublinie. – Nawet w komisjach z dość niewielkim wpływem spraw może się okazać, że nie ma z kogo uformować składu sześcioosobowego, zresztą niezasadnie tak rozbudowanego, gdyż niektórzy członkowie wobec konfliktu interesów zostają wyłączeni ze sprawy lub z powodów losowych nie mogą uczestniczyć w składzie orzekającym – tłumaczy.
Piotr Kulik w Bydgoszczy miał taki problem, że zabrakło członków komisji do składu orzekającego, bo część się z niego wyłączyła. Musieli przekazać sprawę najbliższej komisji, w Gdańsku.
– Warto przewidzieć więc takie sytuacje i uregulować je ustawowo – uważa. Wielu szefów komisji narzeka też, że ich skład nie do końca jest taki jak powinien. Teraz przepisy mówią ogólnie: ośmiu członków to mają być doktorzy prawa lub magistrowie zatrudnieni przez minimum pięć lat na stanowiskach związanych ze stosowaniem lub tworzeniem prawa. Ale mają też posiadać wiedzę z zakresu praw pacjenta. Natomiast ośmiu pozostałych członków ma posiadać tytuł doktora nauk medycznych albo magistra, jeśli wykonuje zawód medyczny przez minimum pięć lat. Ot
i całe wymogi. – W obowiązującym stanie prawnym w sprawie o zdarzenie medyczne, której podłożem jest np. źle wykonany zabieg chirurgiczny, w składzie orzekającym może więc zasiadać fizjoterapeuta i rehabilitant. Jakkolwiek wybitni w swoich zawodach to jednak mało przydatni do tej sprawy, gdzie niezbędna jest wiedza chirurgiczna – ubolewa Sendecki. Niestety nie może wybrać chirurga. Ustawa narzuca bowiem tryb wyznaczania składu orzekającego: według kolejności wpływu wniosków i alfabetycznej listy członków komisji. Czyli do pierwszego wchodzą np. ci na A, B i C, a do drugiego – na D, E i F. Dwóch prawników i dwóch od szeroko pojętych nauk medycznych. Bez względu na ich kompetencje. Wszyscy są zgodni, że trzeba to zmienić, a szef komisji winien mieć swobodę wyboru członków składów orzekających.

Resort planuje zmiany

Konieczność zmian w funkcjonowaniu komisji widzi również Ministerstwo Zdrowia. Trwają prace nad nowelą ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta, która to reguluje. Opracowano projekt założeń. – Jest potrzeba zmian zmierzających do przyspieszenia i usprawnienia postępowań prowadzonych przez komisje – przyznaje Krzysztof Bąk, rzecznik prasowy resortu. – Doprecyzowanie kwestii proceduralnych pozwoliłoby na lepsze zorganizowanie pracy komisji i ułatwiło pacjentom egzekwowanie odszkodowań z tytułu zdarzeń medycznych – zaznacza. Dziś komisjom trudno dotrzymać terminu czterech miesięcy na rozpatrzenie sprawy. – Krótki czas trwania postępowania nie zwalnia jednak komisji z rzetelnego zbadania każdej sprawy. W praktyce zatem niemal w każdej komisji dochodzi do przekraczania terminów wydania orzeczeń – przyznaje Bąk. Jeden wniosek rozpatrywany jest średnio przez około 7 miesięcy. Zdarza się, że nawet przez około rok. Skład komisji jest bowiem niezawodowy, a wniosków spływa coraz więcej. Prace przedłuża oczekiwanie na opinie biegłych, potrzeba uwzględniania terminów doręczania wezwań i zawiadomień czy konieczność zebrania i oceny obszernego materiału dowodowego. Do tego świadkowie i uczestnicy postępowania nie stawiają się na posiedzenia.

Ministerstwo zauważyło też problem z odszkodowaniami. – Sposób ustalania wysokości świadczenia wymaga dopracowania. Ministerstwo Zdrowia rozważa zmiany mające na celu zwiększenie efektywności postępowań przed komisją – zapewnia rzecznik.  

Pełen tekst artykułu można przeczytać w styczniowej Służbie Zdrowia

Podobne artykuły

iStock-579422908
Kształcenie lekarzy

Ministerstwo Zdrowia „ma dylemat”…

24 kwietnia 2024
Monosnap iTV Sejm - transmisje - Sejm Rzeczypospol (3)
24 kwietnia 2024

Szukaj nowych pracowników

Dodaj ogłoszenie już za 4 zł dziennie*.

* 4 zł netto dziennie. Minimalny okres ekspozycji ogłoszenia to 30 dni.

Zobacz także