1 marca 2020 roku zniesiono limity na wizyty w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej (AOS) w czterech zakresach (endokrynologii, kardiologii, neurologii, ortopedii – czyli tam, gdzie są najdłuższe kolejki) i tylko na porady pierwszorazowe (dla pacjentów, którzy nie leczyli się w danej poradni w ciągu ostatnich dwóch lat i mają nowe skierowanie).
Dziennik Gazety Prawnej poinformował, że skrócenie kolejek do specjalistów nie uda się bez ścisłej współpracy z lekarzami rodzinnymi. W przeciwnym razie zniesienie limitów przyniesie odwrotny skutek, bo przeciążeni pracą specjaliści przejdą do prywatnych placówek. O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy dr Michała Sutkowskiego, prezesa Warszawskich Lekarzy Rodzinnych, rzecznika prasowego Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce.
- Jeśli ktoś chce przejść do prywatnej placówki, to ma ku temu dużo okazji. System już dziś zachęca do tego, żeby lekarze rodzinni przejmowali część pacjentów z poradni kardiologicznych, endokrynologicznych czy innych. Wszystko zależy od dostępności lekarzy. Ograniczenie limitów nie oznacza, ze wzrośnie dostępność do specjalistów. Pacjent jest przyzwyczajony, żeby uzyskiwać poradę blisko miejsca zamieszkania. Trzeba zwrócić uwagę decydentom, że rola lekarza rodzinnego w dobie niedoborów różnych specjalistów będzie wzrastać. W niektórych dziedzinach, wizyta w poradni endokrynologicznej, kardiologicznej, ortopedycznej nie jest wymagana. Marzę o systemie, w którym lekarz rodzinny będzie miał możliwości i narzędzia, aby sprawować opiekę nad pacjentem. Chciałbym, aby koledzy - specjaliści mieli wysublimowane konsultacje i porady dotyczące leczenia pacjenta - powiedział Sutkowski. - Mam nadzieje, że specjaliści nie będą przechodzić do prywatnych palcówek. Koledzy są potrzebni w publicznej opiece zdrowotnej - dodał.
