Będzie akcja protestacyjna, ale pacjenci na tym nie ucierpią, bo ratownicy nadal będą im pomagać. Od dawna próbują porozumieć się z rządem w sprawie obietnic, które premier Beata Szydło wygłosiła w expose: "Służba zdrowia, to także służba ratownictwa medycznego. Jej częściowa prywatyzacja nie przyniosła dobrych rezultatów. Jest potrzebna państwowa służba tego typu, zbudowana na podobnych podstawach co inne, służące ochronie obywateli służby państwowe." - cytuje wypowiedź szefowej rządu Roman Badach-Rogowski, przewodniczący Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego.
- Chcemy realizacji tych obietnic - mówi Badach-Rogowski - Obiecano nam podniesienie zarobków, bo staliśmy się służącymi systemu ochrony zdrowia. Wynagrodzenie ratownika na etacie, to jest 1700 zł netto. Rozmawialiśmy wielokrotnie z ministerstwem zdrowia, ale nic z tego nie wynika. Pieniądze na poprawę warunków pracy może wyasygnować premier i minister finansów. Czyli ewentualne obietnice ministerstwa zdrowia i tak biorą w łeb.
Roman Badach-Rogowski zwraca też uwagę na fakt, że niedługo zabraknie w Polsce ratowników medycznych. W całej Europie polskich ratowników wita się z otwartymi ramionami. Firmy pośrednictwa pracy nie mają problemów ze znalezieniem ratowników, którzy 1700 zł miesięcznie chętnie zamienią na kilka tysięcy euro.
- Zatrzymajmy to, póki jeszcze można - mówi Roman Badach-Rogowski.
Ratownicy z niecierpliwością czekają na ratunek. Niektórzy, żeby nie klepać biedy pracują ponad siły.
- To są ci zatrudnieni w prywatnych firmach na umowy śmieciowe. Oni pracują po 300, 400, 500 i więcej godzin miesięcznie! Miesiąc ma 720 godzin, a znam przypadki, że ratownicy pracowali ponad 600 godzin! Dlatego mamy już dość obietnic i czekania. Wykazaliśmy się ogromną cierpliwością.
Jutro ratownicy wysyłają list do Ministerstwa Zdrowia. W środę list otwarty do premier Beaty Szydło.
- Dlaczego list otwarty? Bo jak wysyłamy normalną korespondencję, to listy nie docierają do adresatów - mówi Roman Badach-Rogowski.