Subskrybuj
Logo małe
Wyszukiwanie

Rozmawiając o kadrach trzeba mówić o nakładach finansowych

MedExpress Team

Medexpress

Opublikowano 18 stycznia 2019 09:47

Rozmawiając o kadrach trzeba mówić o nakładach finansowych - Obrazek nagłówka
ThinkstockPhotos
Bez zmian w systemie kształcenia przed i podyplomowym kadr medycznych oraz zmiany sposobu ustalania wynagrodzeń i ich zasadniczego wzrostu nie rozwiążemy problemów systemu ochrony zdrowia – przekonywali uczestnicy czwartkowej konferencji „Kadry w ochronie zdrowia - wyzwania i rozwój”, która odbyła się w ramach debaty „Wspólnie dla zdrowia”.

- Dziś rozmawiając o kadrach trzeba mówić o nakładach finansowych, koniecznych zmianach w czasie pracy specjalistów, trybie kształcenia, potrzebie wprowadzenia do systemu nowych zawodów medycznych i to co bardzo ważne, systemowym skoordynowaniu wszystkich profesji w jedną płynnie funkcjonującą całość – mówił minister zdrowia Łukasz Szumowski. Przekonywał również, że przy wciąż za niskich nakładach system w praktyce nie działa tak źle, jak oceniają pacjenci.

To, co jest w tej chwili jednym z zasadniczych problemów, i co rzutuje na kiepski odbiór systemu w społeczeństwie, to brak „uśmiechu i życzliwości”. – Cierpiący pacjent spotyka się ze zmęczonym lekarzem – mówił minister, apelując o ludzkie podejście do siebie obu stron. Bo, jak mówił, pracownicy systemu ochrony zdrowia też są ludźmi, i też potrzebują ze strony pacjentów życzliwego traktowania.

Dr Paweł Ptaszyński z Centralnego Szpitala Klinicznego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi mówił, że to od kadr zależy funkcjonowanie całego systemu, a także jakość opieki nad chorym. - Mamy obecnie dziesięć zawodów medycznych uregulowanych, osiemnaście, które na takie regulacje czekają, i kolejne profesje, które nie są zawodami medycznymi, ale mają zastosowanie w ochronie zdrowia. Bardzo ważną kwestią jest praktyczne wykorzystanie tych zasobów. Na tle Europy mamy braki kadrowe po stronie lekarzy i pielęgniarek, jednak wyróżnia nas to, że mamy zbyt mało lekarzy POZ, ale całkiem sporą kadrę specjalistów - podkreślił.

- Obecne problemy kadrowe to efekt błędnych decyzji politycznych podejmowanych w latach 90., kiedy wprowadzono limity studentów na uczelniach medyczne. W efekcie tych ograniczeń mamy obecnie tak dotkliwy niedobór lekarzy - przypomniał Szumowski, dodając że od kilku lat widoczny jest wzrost miejsc na kierunkach lekarskich. Na efekty tej zmiany trzeba będzie jednak poczekać.

Eksperci byli zgodni, że zwiększaniu liczby specjalistów musi towarzyszyć zasadnicza zmiana w obrębie kształcenia, zarówno przed jak i podyplomowego. - Błędnie zamieniono kształcenie na uczelniach medycznych z profesjonalnego wykonywania zawodu lekarza na profil akademicki. Studentów na kierunkach lekarskich należy przygotowywać do zawodu, a nie do prowadzenia badań naukowych. Upraktycznienie kształcenia wymaga wyjścia poza uczelnie – mówił prof. Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.

Ostrzejsze słowa padły pod adresem kształcenia podyplomowego. - To jedna wielka fikcja. Tworzymy programy nauczania, których nie da się zrealizować. Podpisujemy fikcyjne staże. Jak jest możliwe, żeby ktoś, kto pracuje w Lublinie, specjalizację robił w Krakowie? – pytał. A na tym się nie kończy. Fikcją jest również kształcenie ustawiczne. Jest obowiązkowe, ale za niewypełnianie obowiązku nie ma żadnych sankcji. Bo być nie może, choćby dlatego, że znacząca część lekarzy nie ma szans na jego wypełnianie w godziwych warunkach. - Żaden dyrektor nie zwolni lekarza na kursy czy szkolenia, gdy pod jego gabinetem stoi kolejka chorych - wyjaśniał.

W dyskusji pojawiły się też głosy o konieczności skrócenia czasu specjalizacji, modyfikacji LEP, który w znacznej części powiela już zdane na studiach egzaminy i stażu podyplomowego, tak by odbywał się on w znacznej części w kierunku wybranej specjalizacji.

Dyskusja o kadrach to również dyskusja o wynagrodzeniach. Dorota Gałczyńska-Zych, dyrektor Szpitala Bielańskiego w Warszawie stwierdziła, że jedynym aktem prawnym regulującym wynagrodzenie powinna być Ustawa z dnia 8 czerwca 2017 r. o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego pracowników wykonujących zawody medyczne zatrudnionych w podmiotach leczniczych. - Na nią powinny zostać nałożone akty prawne, które dałyby dyrektorom możliwość regulowania wynagrodzeń w oparciu o zadaniowość - podkreśliła Gałczyńska-Zych.

Urszula Michalska z OPZZ podkreślała, że dopóki w procedurach medycznych nie będzie wydzielonych kosztów pracy personelu, kadry medyczne będą zmuszone walczyć o wynagrodzenie i wyszarpywać pieniądze różnymi protestami. - Niestety pomimo debaty „Wspólnie dla Zdrowia” w zdrowiu nie widać dialogu. Nie może być tak, że ludzie zatrudnieni na tym samym stanowisku, z tym samym zawodem, mają tak różne płace. To jest efekt niespójnego prawa – mówiła.

Z taką oceną zgodziła się Maria Ochman, przewodnicząca KSOZ NSZZ Solidarność. – W efekcie niespójnego prawa rodzą się kominy płacowe, które doprowadziły do tego, że praca w zakładach służby zdrowia stała się nieznośne. - Każdy chce mieć więcej i zazdrośnie patrzy na przedstawicieli tych zawodów, którym dzięki różnym formom nacisku udało się wywalczyć podwyżki wynagrodzeń. Doszło do pozrywania relacji ludzkich i towarzyskich. Musimy odbudować etykę zawodów medycznych. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, jak daleko można się posunąć w walce o wynagrodzenia, do jakich form protestu - mówiła.

Na ten „kamyczek” wrzucony do ogródka pielęgniarek zareagowała Krystyna Ptok, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. – Pielęgniarki zostały zmuszone by walczyć o swoje, ponieważ od wielu lat były zupełnie zaniedbaną grupą zawodową – mówiła, przypominając, że przed porozumieniem z ministrem Marianem Zembalą pielęgniarka w szpitalu powiatowym miała 1450 zł płacy zasadniczej. Teraz płaca ta wynosi 2680 zł brutto. - Dyrektorzy wszelkie oszczędności w szpitalach robili kosztem pielęgniarek. Nawet jeśli nie były one zwalniane, to zwalniano personel pomocniczy przerzucając jego zadania na pielęgniarki - punktowała.

- Jeśli chcemy w ogóle mówić o zarobkach, musimy mówić o środkach przeznaczonych na ochronę zdrowia – przypomniał Zdzisław Szramik z OZZL. - Pracownicy nie mają wygórowanych oczekiwań płacowych. Przeznaczamy na zdrowie jedynie 4,8 proc. budżetu przy średniej europejskiej wynoszącej 6,8 proc. Nawet kraje ościenne, takie jak Słowacja, Węgry, Czechy wykładają na nie 6 proc. i powyżej. Nasi politycy nie potrafią doprowadzić do tego, aby ochrona zdrowia znalazła się na odpowiednim miejscu w systemie. Dopóki nie będziemy mieli co dzielić, to wszelkie rozmowy o pieniądzach są zawieszone w próżni - podsumował Szramik.

Tymczasem dyskusja o pieniądzach będzie musiała wrócić, choćby dlatego, że radykalny wzrost wynagrodzeń – choć tylko lekarskich – przewiduje projekt nowelizacji ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, który w czwartek został przekazany ministrowi zdrowia. Przewodniczący zespołu, który przez ostatnich kilka miesięcy pracował nad projektem, dr Jarosław Biliński zaznaczył, że projekt powinien być przez ministra zaakceptowany w całości. I przyznał, że na jego realizację potrzebne będzie „trochę pieniędzy”.

Szukaj nowych pracowników

Dodaj ogłoszenie już za 4 zł dziennie*.

* 4 zł netto dziennie. Minimalny okres ekspozycji ogłoszenia to 30 dni.

Zobacz także