Prof. Anna Fijałkowska, zastępca dyrektora ds. nauki, kierownik Zakładu Kardiologii IMiD rozpoczęła dyskusję od przedstawienia najnowszych danych dotyczących problemu nadwagi i otyłości u dzieci. Wyniki badań przeprowadzonych pod koniec 2021 roku pokazują, że niemal 40 proc. 8-letnich chłopców ma nadwagę, a jedna piąta cierpi na otyłość. Wyniki wśród ich równieśniczek są tylko nieco lepsze. – Trudno jeszcze miarodajnie orzec, jakie będą tego skutki, bo dopiero tworzymy kohortę siedmiolatków, których obserwować będziemy przez wiele lat – zaznaczyła ekspertka, dodając jednocześnie, że na podstawie badań prowadzonych w innych krajach, m.in. w Finlandii, USA i Australii można powiedzieć z całą pewnością, że nadwaga i otyłość w wieku dziecięcym przekładają się na istotnie częstszy rozwój nadciśnienia, cukrzycy, zaburzeń lipidowych i niewydolności nerek w wieku dorosłym. Przywołała też dane o olbrzymim (150 proc.) wzroście zgonów w stosunku do roku 1990 z powodu zawałów serca, udarów, niewydolności nerek, patologii układu kostno-stawowego, których źródłem jest otyłość. – Na emerytury obecnych czterdziestolatków pracować będą ludzie schorowani już w momencie wchodzenia w wiek produkcyjny – mówiła.
Czy Polska sobie z tym radzi? Próbuje, ale bez wyraźnych przełomów. – Ustawa sklepikowa działa w wersji dużo bardziej ograniczonej w stosunku do pierwotnych zapowiedzi. Jeśli chodzi o podatek cukrowy, można zaryzykować tezę, że młodzież rzeczywiście spożywa mniej napojów słodzonych, ale wzrosło spożycie energetyków – mówiła ekspertka.
Dużym problemem jest to, że dzieci i młodzież z otyłością i nadwagą unikają aktywności fizycznej, w tym lekcji wf. Jednocześnie otyłość i nadwaga bardzo mocno uderzają w psychikę młodych. – Dzieci są brutalne. Samotność uważana jest zaś za jedną z głównych przyczyn zaburzeń emocjonalnych – przypominała.
Innym poważnym problemem – choć populacyjnie nieporównywalnie mniejszym niż otyłość i nadwaga – jest hipercholesterolemia rodzinna. – Dużo dobrego wydarzyło się w kardiologii, w diabetologii, natomiast w tym obszarze jest dramatycznie źle – oceniła prof. Małgorzata Myśliwiec, kierownik Katedry i Kliniki Pediatrii Diabetologii i Endokrynologii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. - Hipercholesterolemia rodzinna nie jest chorobą rzadką, ale jest rzadko rozpoznawana.
Jak mówiła specjalistka, pod opieką kierowanego przez nią ośrodka pozostaje ok. czterystu dzieci, z których jedna trzecia nie ma jednego z rodziców. Bo hipercholesterolemia rodzinna to choroba, która w dzieciństwie i u młodych dorosłych nie daje praktycznie objawów, natomiast gdy się one już pojawiają, w wieku trzydziestu kilku, czterdziestu lat, to często w postaci ciężkich zawałów serca i udarów, nierzadko zakończonych zgonem. – Dłużej niż 70 lat żyje tylko co piąta osoba dotknięta tą chorobą – wskazywała.
Problemem jest brak badań przesiewowych, takich jakie od wielu lat, wręcz dekad, przeprowadzają m.in. Niemcy, Słowenia, Czechy, Holandia czy Szwecja. Lekarze POZ nie wykonują lipidogramu u kilkuletnich dzieci, dlatego specjaliści postulują, by takie badanie włączyć do bilansu sześciolatka. Dlaczego? Po pierwsze, w tym wieku można podawać niektóre leki (statyny). Po drugie, bilans sześciolatka to ostatni, na który zgłaszalność jest stosunkowo wysoka (ponad 70 proc. rodziców przestrzega, ponieważ wymagany jest przy przyjęciu do szkoły). Po trzecie, im wcześniej zostanie zdiagnozowana u dziecka hipercholesterolemia rodzinna, tym większa szansa na przebadanie rodziców i objęcie leczeniem tego, który go potrzebuje. – Diagnozując dziecko, ratujemy i jego zdrowie, i życie rodzica – mówiła.
Hipercholesterolemię rodzinną, jak podkreślała prof. Myśliwiec, rozpoznaje się u osób szczupłych, o prawidłowej masie cała. Charakterystyczne są wysokie poziomy cholesterolu LDL (bardzo często wskaźnik przekracza 159) i jednocześnie prawidłowe wartości trójglicerydów. – Dzieci są często wysportowane, sprawne, ale w naczyniach już rozwija się miażdżyca – wskazywała.
O przełomowym postępie można natomiast mówić w cukrzycy. – Wprowadzenie refundacji systemów ciągłego monitorowania glikemii, najpierw dla populacji pediatrycznej, to wręcz skok cywilizacyjny – podkreśliła specjalistka. – Gdy pojawiła się refundacja, zobaczyliśmy, w jak niedoskonały sposób wcześniej leczyliśmy cukrzycę, bo zyskaliśmy pełny dostęp do odczytów.
Jak mówiła, nie do przecenienia jest też fakt, że identyczny dostęp zyskali pacjenci – dzięki temu znacząco poprawiła się ich samoedukacja w zakresie stylu życia, żywienia. – Pacjenci widzą, po jakich posiłkach rośnie cukier, po jakim wysiłku spada poziom glikemii i mogą lepiej sami te wskaźniki kontrolować.
Gdy do tego dochodzi jeszcze pompa insulinowa, która wstrzymuje podawanie insuliny, kiedy poziom glikemii spada, można mówić o połączeniu terapeutycznym. – Jeśli chodzi o diabetologię, to ostatnie lata były najlepszym czasem dla pacjentów, którzy naprawdę znaleźli się w centrum uwagi a współpraca resortu zdrowia, stowarzyszeń pacjentów i firm farmaceutycznych spowodowała, że diabetycy otrzymali wiele opcji terapeutycznych – oceniła. Dzięki temu choroba przestała być „centrum wszechświata” dla dzieci i ich rodziców. Dzieci mogą funkcjonować jak zdrowi rówieśnicy, rodzice – wrócić do pracy.
Czy może być lepiej? Prof. Agnieszka Szadkowska, kierownik Kliniki Pediatrii, Diabetologii, Endokrynologii i Nefrologii, Uniwersytet Medyczny w Łodzi potwierdziła, że twierdzenie o przełomie nie jest żadną przesadą, ale to nie znaczy, że świat się zatrzymał. Diabetolodzy już widzą kolejny cel i kolejne możliwości, jakie dają systemy automatycznego podawania insuliny, które łączą w jedno działanie pomp insulinowych i systemów ciągłego monitorowania glikemii. – Te rozwiązania są wspaniałe, również dlatego, że pacjenci nie muszą już kłuć palców, czy to w celu dokonania pomiarów czy podania insuliny, ale jeśli funkcjonują oddzielnie, chorzy – a w przypadku dzieci rodzice – i tak muszą codziennie podejmować kilkadziesiąt decyzji terapeutycznych. Cukrzyca to bardzo szczególna choroba, w której pacjent leczy się sam pod kontrolą lekarza – tłumaczyła. Pacjent lub jego opiekun sam dawkuje insulinę, modyfikuje dawkę. Musi, niekiedy, budzić się w nocy – i jak mówią rodzice, normą jest co druga zarwana noc, a bywają i takie okresy, gdy alarm jest co noc.
Nowoczesne systemy automatycznego podawania insuliny wybawiają pacjentów od konieczności podejmowania decyzji w sprawie podania (lub zaprzestania podawania) insuliny. Bo same modyfikują dawki, również zatrzymują podawanie przy zagrożeniu niskim poziomem glukozy. Problemem jest w tej chwili finansowanie. – Rodzice sami kupują te urządzenia dla swoich dzieci. Ci pacjenci naszej kliniki, którzy je stosują – a raczej ich opiekunowie – są bardzo zadowoleni. To około 250 osób. Nikt nie zrezygnował – podkreślała, dodając, że ma nadzieję na włączenie zaawansowanych systemów automatycznego podawania insuliny do rekomendacji Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego.
Beata Małecka-Libera, przewodnicząca senackiej Komisji Zdrowia przypomniała, że kontekstem, w jakim trzeba dyskutować o postępach w leczeniu chorób przewlekłych – choćby cukrzycy – są fatalne, i z roku na rok się pogarszające wskaźniki zdrowotności społeczeństwa. – Od wielu lat nie jesteśmy w stanie zahamować tego trendu – podkreśliła. – Dobrze, że możemy coraz lepiej leczyć chorujących przewlekle, ale problemem jest to, że ich liczba stale rośnie. Gdy słyszę hasło „pacjent w centrum uwagi!”, nie mogę nie dodać, że to zdrowie powinno być w centrum naszej uwagi. To powinno ukierunkowywać naszą politykę zdrowotną. Bez postawienia na profilaktykę nie zatrzymamy i nie odwrócimy niekorzystnych trendów.
Jak mówiła była pełnomocnik rządu PO-PSL ds. zdrowia publicznego, rzeczywistość jest jednak inna, i można wręcz mówić o porażce profilaktyki. – To nie tylko otyłość, ale składający się na jej przyczyny styl życia, sposób odżywania, brak aktywności ruchowej, ale też nadciśnienie tętnicze, cukrzyca, zaburzenia psychiczne – wyliczała kluczowe problemy. Jak mówiła, celem powinno być opracowanie takich działań, które zatrzymają – na przykład – wzrost zapadalności na cukrzycę, bo to, że możemy ją lepiej leczyć rozwiązuje tylko część problemów.
Jak podkreśliła, cenne jest przygotowanie raportu o zdrowiu dzieci i młodzieży. – Celem Narodowego Programu Zdrowia w 2015 roku było zahamowanie wskaźników otyłości. Niedługo minie dziesięć lat, a są one tylko gorsze. Wśród młodych pojawiły się nowe, fatalne nawyki – na przykład e-papierosy. Spada wiek inicjacji alkoholowej. Coraz młodsi sięgają też po marihuanę – punktowała. W jej ocenie w Polsce nie mamy programu ukierunkowanego na redukcję czynników ryzyka. – Potrafimy o nich tylko dyskutować. Takim programem powinien być NPZ, ale przez ostatnich osiem lat nikt go nie realizował. Pieniądze zostały wydane na punktowe, nie dające efektu skali projekty.
Senator odniosła się również do przywołanej ustawy sklepikowej, za którą w rządzie Ewy Kopacz była odpowiedzialna. – Ona została praktycznie wycofana po wyborach 2015 – stwierdziła. Rzeczywiście, choć formalnie ustawa nadal obowiązuje, rozporządzenia zostały tak zmienione, że do szkolnych sklepików mogło wrócić wiele wycofanych w 2015 roku produktów.
Z zupełnie innej perspektywy problemy oceniła Barbara Dziuk z sejmowej Komisji Zdrowia, która stwierdziła, że rzeczywiście leczenie cukrzycy mamy już na europejskim poziomie i obiecała zaangażować się w przygotowanie rozwiązań, o które starają się diabetolodzy. – Dwadzieścia lat temu organizowałam koncerty charytatywne na poczet zakupu pomp insulinowych – wskazywała progres, jaki dokonał się w opiece nad pacjentami z cukrzycą. W jej ocenie dużo zmienił wprowadzony w ostatniej kadencji podatek cukrowy, a młodzi Polacy dokonują w tej chwili bardziej rozważnych wyborów żywieniowych. Ubolewała, że w panelu nie ma przedstawicieli MENiN, ponieważ – jak mówiła – edukacja „od przedszkola do seniora” jest kluczowa, jeśli mówimy o profilaktyce. – Same wytyczne nie wystarczą.
Karolina Sielska-Bielska, prezes Fundacji K.I.D.S. (Klub Innowatorów Dziecięcych Szpitali) również mocno akcentowała kwestie edukacji. Jak mówiła, innowacje obejmują nie tylko – i nawet nie przede wszystkim – kwestie technologii (choć są one ważne), ale również całe procesy, które mogą usprawniać terapię i poprawiać jej wyniki. Jak dodała, fundacja, współpracująca ze szpitalami dziecięcymi, skupia się teraz na przeprowadzeniu badań, które mają dać wiedzę, jak szpitale widzą najbardziej zainteresowani – czyli pacjenci, dzieci i młodzież. – Perspektywa rodzica, opiekuna, jest ważna, ale chcemy zobaczyć szpitale oczami dziecka – tłumaczyła. W jej ocenie o innowacji możemy mówić wtedy, gdy uda się osiągnąć efekt zmiany. I to chyba najlepsze podsumowanie dyskusji – gdyby udało się osiągnąć efekt zmiany w pożądanym kierunku (na przykład w kwestii odwrócenia negatywnych trendów zdrowotnych), rozwiązania, jakie posłużyłyby temu celowi musiałyby zostać uznane za prawdziwą innowację w polityce zdrowotnej.