Amerykańska kolonia
Opublikowano 22 września 2025 12:13
Pisząc to korzystam z amerykańskiego komputera (zbudowanego co prawda z części wyprodukowanych w Chinach, ale wymyślonego w USA). Moją codziennością są Google oraz Firefox. Przez Google pracuję naukowo, historię choroby wypełniam przez program podczepiony pod Firefoxa. Piśmiennictwa naukowego szukam przez Pubmed albo Google Scholar a myśleć za mnie niedługo zacznie ChatGPT.
Musiałem na chwilę przerwać to pisanie, bo zadzwonił mój I-phone. To uzmysławia, że właściwie całość docierającej do mnie i wysyłanej przeze mnie informacji przechodzi przez urządzenia kontrolowane przez Stany Zjednoczone, no może z niewielkim udziałem Chin. I to nie informacji z odległych krajów, ale nawet tej najbliższej. Nawet tej najbardziej osobistej.
Jestem człowiekiem starej daty i zapewne poradziłbym sobie również wtedy, gdyby Amerykanie nam to jednego dnia wyłączyli. Nie muszą Amerykanie, wystarczy, że nasi wschodni przyjaciele zniszczą nam elektrownie, gdyż to wszystko jest „plugged” i efekt będzie taki sam.
W czasie zdarzających się awarii widzę, jak moi młodsi koledzy biegają jak koty bez głów, gdyż ich „głowy” są w znacznej mierze w tych urządzeniach, z których doraźnie wyszukują wiedzę, która powinna być ich głowach.
To dodatkowo pokazuje, że tzw. backupy w tych samych technologiach, w których dane są pierwotnie gromadzone mogą być niewystarczające, gdyż są wrażliwe na ten sam czynnik zaburzający.
Co więcej, to pokazuje, że jednak potrzebujemy się komunikować jako ludzie także bez pośrednictwa tych wszystkich technologicznych gadżetów.









