Subskrybuj
Logo małe
Szukaj
Rozmowy na Szczycie

Świetne pomysły i nic... Co blokuje polską naukę?

MedExpress Team

Medexpress

Opublikowano 8 maja 2025 10:55

Świetne pomysły i nic... Co blokuje polską naukę? - Obrazek nagłówka
Polska nauka ma się czym pochwalić. Mamy znakomite wynalazki i odkrycia, ale zaledwie garstka z nich trafia do klinik. Dlaczego tak się dzieje? Kto ponosi winę? Czy zawód naukowca w Polsce ma przyszłość? O barierach, sukcesach i nadziejach mówi prof. Agnieszka Dobrzyń, dyrektor Instytutu Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego PAN.

Czy polska nauka ma się czym pochwalić? Mówimy oczywiście o obszarze biomedycyny.

Tak, oprócz tego, że od ponad 20 lat prowadzę badania naukowe, jestem też dyrektorem Instytutu Nenckiego, który jest największym centrum naukowym prowadzącym badania w dyscyplinie nauk biomedycznych. Wszystkie nasze projekty związane są ze zrozumieniem, w jaki sposób powinien działać organizm i co sprawia, że nagle dochodzi do zaburzeń i rozwoju chorób. W takiej dyscyplinie jesteśmy dobrzy jako naukowcy i rozpoznawalni na świecie. Natomiast bardzo duża część badań prowadzonych w instytutach naukowych to badania podstawowe, dające nam odpowiedź, dlaczego komórka albo cały organ przestaje funkcjonować prawidłowo. Często, gdy udaje nam się znaleźć taką odpowiedź, publikujemy świetne prace naukowe, natomiast później nic się nie dzieje w kontekście wdrożenia do kliniki. To jest jedna z takich rzeczy, którą na pewno w polskiej nauce i środowisku naukowym, biomedycznym należałoby zmienić.

Patrzę na dane: tylko w 2023 roku w Polsce zarejestrowano rekordową liczbę wniosków o rozpoczęcie badań klinicznych. Np. w obszarze hematologii jest ich bardzo dużo. Co się potem dzieje? Prowadzone są badania kliniczne?

Tak. Ciekawe jest to, że w Polsce faktycznie prowadzi się bardzo dużo badań klinicznych, ale w większości są to badania zlecone przez duże zagraniczne firmy biotechnologiczne, które mają oddziały w naszym kraju i korzystają z dostępu do pacjentów i lekarzy. Prowadzą badania kliniczne, co jest oczywiście dobre, bo jeżeli będziemy mieli nowy przetestowany lek, to trafi on także na polski rynek i wszyscy z tego skorzystamy. Natomiast gdybyśmy chcieli przyjrzeć się, jak dużo jest badań klinicznych związków medycznych czy produktów medycznych, które zostały opracowane w Polsce, to bylibyśmy mocno zaskoczeni, bo tak naprawdę ja znam... może dwa takie przypadki, kiedy wynalazki zrobione w Polsce, czy odkrycia dokonane przez polskich naukowców trafiły do badań klinicznych. I to jest jedna z takich rzeczy, która mnie osobiście niepokoi.

A z czego to wynika?

Mam swoją teorię na ten temat. Ktoś może powiedzieć, że mamy za mało pieniędzy na badania. Tak, mamy za mało pieniędzy, ale są takie badania, które zostały dobrze sfinansowane, grupy naukowców, którzy są naprawdę świetni, wyniki badań bardzo obiecujące z punktu widzenia zastosowania w klinice, czy wdrożenia na rynek biomedyczny, a nic się nie dzieje… Widzę, że brakuje nam systemowego doświadczenia, co robić z dobrze rokującymi wynikami badań podstawowych. Czyli w jaki sposób przekształcić je do badań translacyjnych i później do wdrożenia do kliniki. Próbujemy aktualnie w Instytucie wdrożyć zupełnie nowy sposób podejścia do badań podstawowych. Mianowicie już na poziomie badań podstawowych, takich, które mają oczywiście przełożenie w klinice, bo my tylko takie badania w Instytucie Nenckiego robimy, dołączyć do grupy naukowców - klinicystów czyli takie osoby, które wiedzą w jaki sposób odbywa się praca i jak wyglądają mechanizmy wdrożenia leków i później stosowania leków w klinice, plus kontakt do osób, które wiedzą, jak skomercjalizować badania. W dużej mierze nie są to ani naukowcy, ani klinicyści czy lekarze, tylko to osoby ze środowiska biznesowego.

Tworzy się taki team, który ma doprowadzić badania od początku do końca?

Tak. I zwróćcie uwagę, że jeżeli w teamie mamy świetnego naukowca, który wie, jak robić pracę naukową, mamy klinicystę, który powie temu naukowcowi: hej, tobie wydaje się, że takie urządzenie medyczne byłoby dobre do wykorzystania w klinice, ale ja wiem jak wygląda praca w klinice, nie ma takiej opcji, żeby tak skomplikowaną procedurę przygotowania tkanek można było zrobić u pacjenta. Dlatego pomyśl o czymś innym. Wtedy naukowiec wraca i my możemy pomyśleć o czymś innym, tylko musimy wiedzieć już na tym wczesnym etapie, żeby inaczej pomyśleć. I jednocześnie pracujemy z kimś z otoczenia biznesowego on nam mówi: słuchajcie, pomysł jest świetny, bardzo fajnie to naukowo wygląda, dobre są wyniki badań przedklinicznych, natomiast przełożenie tego na biznes, czyli przeskalowanie, wyprodukowanie w dużej liczbie i bardzo szybko – to się nie uda. Kiedy naukowiec ma taką informację wcześniej, jest w stanie pomyśleć inaczej, tak żeby jednak doszło do tego, żebyśmy wymyślili coś, co można zastosować łatwo w klinice i coś co jest łatwo skalowalne.

Ten team, który Pani opisała, to jest już praktyka czy pieśń przyszłości?

To jest coś co my już praktykujemy od dwóch lat w Instytucie Nenckiego. Nazywamy to programem mentoringowym, czyli łączymy naukowców z biznesmenem i z klinicystą na wczesnym etapie. Robiliśmy już takie pilotażowe badania w 2018 roku, zakończyły się one sukcesem w tym sensie, że już jesteśmy na etapie zakładania spółki celowej do tworzenia testu do wczesnej diagnostyki choroba Alzheimera w oparciu o mikroRNA, gdzie mamy inwestorów spoza Polski. I ten sposób myślenia zadziałał w przypadku naukowców z Instytutu Nenckiego. Pokazywaliśmy efekty naszych działań w Ministerstwie Nauki Szkolnictwa Wyższego wiceminister prof. Mrówczyńskiej, której dziękujęr, że zauważyła ten potencjał. Dostaliśmy finansowanie na kolejny pilotażowy mentoring dla osób z Polski, już nie z Instytutu Nenckiego.

Czy to jest ten stanfordzki program mentoringowy?

Tego typu program został opracowany nie przez nas, on został opracowany na Uniwersytecie w Stanfordzie, gdzie pojechaliśmy, zobaczyliśmy jak pn działa i podpisaliśmy bilateralną umowę. To się nazywa SPARK. Teraz tworzymy SPARK Poland. I próbujemy to zaimplementować w Polsce. Wierzę, że dzięki temu więcej tych dobrych pomysłów naukowych będzie wdrożonych do kliniki.

Czy to spowoduje, że technologie biomedyczne staną się taką polską specjalnością?

Na razie nie są, ale byłoby cudownie, żeby były. Nie jest prawdą, że dobre pomysły powstają za oceanem albo w konkretnym kraju. Tak naprawdę, dobre pomysły rodzą się wszędzie. Nie ma czegoś takiego, jak adres, pod którym są dobre pomysły.

Czyli to nie jest kwestia finansów tylko kwestia zbudowania pewnego systemu wsparcia?

Finanse na pewno tak. Bez pieniędzy nic nie zrobimy. Jak obserwuję sposób finansowania nauki, na pewno pieniędzy jest za mało, ale jeżeli projekty są już finansowane, to są finansowane dobrze. Wysokość środków przeznaczana na te mocno wyselekcjonowane projekty, pozwala zrobić badania na bardzo wysokim poziomie i uzyskać bardzo konkretne wyniki naukowe. Natomiast to, co się dzieje później, najczęściej wygląda tak, że wynik naukowy jest publikowany i tyle. To znaczy, że z tych wyników mogą korzystać wszystkie firmy, które mają dostęp do publikacji, ale to nie przechodzi bezpośrednio do kliniki. Być może pani redaktor pamięta profesora Marcina Drąga i czas pandemii...

Państwo też robili projekt takiego testu genetycznego?

Tak, ja byłam odpowiedzialna za projekt, który nazywa się SONAR. Dotyczył on grupowego testowania na obecność koronawirusa u osób bez objawów i to też świetnie nam wyszło. Oczywiście zastrzegliśmy prawa patentowe i prawa do znaku SONAR. Mamy sprzedaną licencję. W razie następnej epidemii, której mam nadzieję, że nie dożyjemy, to jest już gotowe. To jest jeden z takich przykładów. Drugi przykład, Paxlovid, czyli jedyny lek na koronawirusa dzisiaj funkcjonujący. Został on opracowany w Polsce przez grupę właśnie prof. Marcina Drąga, który wymyślił w jaki sposób zahamować jeden z enzymów w koronawirusie. Opublikował to, a wykorzystała firma, która przygotowała lek. I my się cieszymy, bo ten lek dzisiaj jest. Natomiast szkoda, że o tym się nie mówi, że to w Polsce powstało. I prawdopodobnie na pytanie, czy można było ten lek zrobić w Polsce, odpowiedziałabym dzisiaj, że nie. Dlatego, że nie mamy takiego właśnie otoczenia gospodarczego, jakie jest w Stanach, ale pomysł jest. Więc gdybyśmy popracowali właśnie nad tym otoczeniem, to by dało takie efekty, z których bylibyśmy dumni.

To może jeszcze przydałby się w tym zespole ktoś, od promocji sukcesów naukowców?

Żebyśmy byli dumni. Tak, to jest jedna z tych rzeczy, w których my naukowcy nie jesteśmy dobrzy. Wiemy co robimy, bardzo dużo pracy i wysiłków w to wkładamy, ale gdyby społeczeństwo wiedziało jak wiele dobrych wynalazków powstaje w Polsce, to bylibyśmy po prostu dumni. Na pewno ja jestem dumna z tych ludzi, których znam.

Wspomniała Pani, że naukowiec to zawód, a czy młodzi ludzie garną się do niego?

To jest właśnie jedna z naszych bolączek. Dlatego tak ważne są takie rozmowy jak dzisiejsza, bo możemy powiedzieć, że ten zawód może dawać ogromną satysfakcję. Fajnie jest zrobić coś, co powoduje pewną zmianę w sposobie w jaki żyjemy. Warto powiedzieć młodym ludziom, że to zawód przyszłości. Nie wyobrażam sobie, żeby sztuczna inteligencja mogła wyprzeć prawdziwą inteligencję.

Czy to nie jest zagrożenie?

Dla naszego zawodu sztuczna inteligencja jest tylko narzędziem i wsparciem, a zagrożeniem nie jest na pewno. Naukowiec to zawód, który nie jest dziś mocno popularny, a dobrze by było to zmienić, bo jest bardzo atrakcyjny nie tylko ze względu na to, że mamy pełną wolność tego, nad czym pracujemy, ale mogę śmiało powiedzieć, że jeżeli ktoś jest dobry, to daje także satysfakcję finansową. To jest coś, na co dzisiaj patrzą młodzi ludzie. Często spotykam się z młodymi osobami i mówię otwarcie: tak, możesz mieć także satysfakcję finansową. Nie jest prawdą, że naukowcy to ludzie, którzy nie mogą przeżyć od pierwszego do pierwszego. Pod warunkiem, że są w tym dobrzy.

Pani Profesor a nad czym teraz Państwo pracują? Co dla Pani jest źródłem satysfakcji i nadziei dla pacjentów?

Ja zajmuję się cukrzycą i teraz mam dwa takie projekty, z których jestem niezwykle dumna, że udało się doprowadzić je do takiego etapu, o którym marzyliśmy od samego początku, zaczynając pracę ponad 20 lat temu.

Pierwszy projekt to bioniczna trzustka. Często opowiada o nim prof. Michał Wszoła, mój kolega. Bioniczna trzustka jest narządem produkowanym w laboratorium przy użyciu technologii 3D, tak jak wydruki 3D. Tylko my używamy materiałów biologicznych, do których też dodajemy żywe komórki, które wydzielają insulinę, które wydzielają glukagon. Potrafimy zrobić naczynia w tym wyprodukowanym w laboratorium narządzie, potrafimy przeszczepić ten narząd do organizmu i proszę Państwa, ten narząd funkcjonuje! Zaczynaliśmy oczywiście od podstawowych badań w laboratorium in vitro na komórkach. Potem robiliśmy małe narządy, które przeszczepialiśmy do małych zwierząt, czyli do myszy. Myszy funkcjonują idealnie. Potem profesor Wszoła robił przeszczepy do dużych zwierząt, czyli do świń. I mając taki właśnie zestaw wyników, mamy już zgodę i pieniądze na wejście do kliniki. W połowie 2026 zrobimy pierwszy przeszczep bionicznej trzustki nie tylko w Polsce, ale i na świecie.

Czy to jest szansa i nadzieja dla pacjentów na przykład onkologicznych?

Przeszczep bionicznej trzustki jest szansą i nadzieją dla osób z cukrzycą, chociaż naszą grupą docelową przy pierwszych przeszczepach bionicznej trzustki, będą osoby z chronicznym zapaleniem trzustki. Chroniczne zapalenie trzustki, nie dość, że jest taką jednostką chorobową, gdzie pacjenci mają ogromny dyskomfort bólowy, to bardzo często przekształca się do nowotworu trzustki. A zatem podejście takie, że usuwamy trzustkę, która jest już w stanie bardzo niebezpiecznym w kontekście progresji w kierunku nowotworu i wszczepiamy w zamian trzustkę, która będzie funkcjonalna pod kątem utrzymania glikemii, czyli utrzymania prawidłowego poziomu cukru, to to jest ta pierwsza nasza próba.

A drugi projekt?

Drugi projekt, który właśnie zaczęłam realizować, jest finansowany przez Agencję Badań Medycznych. Będziemy konstruować już prototyp urządzenia, który będzie testem pozwalającym na bardzo wczesną diagnostykę cukrzycy typu 2. Cukrzycę typu drugiego zwykle diagnozuje się w momencie, kiedy mamy albo za wysoki poziom glukozy, albo przypadkowo przy okazji innych badań. Wiemy, że początek rozwoju cukrzycy typu drugiego zaczyna się kilka lat wcześniej, kiedy już insulinooporne tkanki, czyli takie, które przestają reagować na insulinę, wydzielają pewne związki, trafiają one do wysp trzustkowych, które zaczynają reagować właśnie w ten sposób. Będzie to test do wychwytywania bardzo wczesnych markerów wczesnego rozwoju cukrzycy i wczesnego rozwoju insulinooporności.

Wierzę, że rozpoznany wcześnie patologiczny stan może być jeszcze tym stanem, który możemy cofnąć. Dzisiaj, kiedy mamy diagnozę cukrzycy typu drugiego, jedyną rzeczą, jaką możemy zrobić, to utrzymywać glikemię, czyli zbijać albo podnosić poziom glukozy we krwi. Natomiast nie możemy już tego cofnąć. Wierzę, że jeżeli odpowiednio wcześnie wyłapiemy, że coś się dzieje, to będzie moment, kiedy możemy jeszcze wrócić. Dlatego to takie ważne, żeby wcześniej diagnozować. Będziemy zaczynać pracę, musimy skończyć do marca 2026 r. Dużo pracy przed nami, ale to jest taka praca, która nas cieszy.

Szukaj nowych pracowników

Dodaj ogłoszenie o pracę za darmo

Lub znajdź wyjątkowe miejsce pracy!

Zobacz także