Sean O'Leary, wiceprzewodniczący Komitetu ds. Chorób Zakaźnych Amerykańskiej Akademii Pediatrycznej, po opublikowaniu analizy dotyczącej zachorowań dzieci, podkreślił, że są to niezbite dowody na to, że przypadki koronawirusa w tej grupie należy traktować bardzo poważnie. Jego zdaniem nieprawdziwym jest twierdzenie, że nowy wirus jest całkowicie łagodny dla dzieci. W Stanach Zjednoczonych odnotowano już 90 zgonów dzieci w ciągu zaledwie kilku miesięcy. Dla porównania: z powodu grypy każdego roku umiera ok. stu najmłodszych pacjentów. O’Leary twierdzi, że wzrost zakażeń koronawirusem u dzieci związany jest z większą ilością wykonywanych testów, wzmożonym przemieszczaniem się ludzi i ogólnym wzrostem infekcji.
Według raportu, który zbiera dane z wydziałów zdrowia z 49 stanów w okresie od 9 lipca do 6 sierpnia odnotowano 179 990 nowych przypadków COVID-19 wśród dzieci. Do tego czasu zostało zgłoszonych co najmniej 380,174 wszystkich przypadków COVID-19 w tej grupie osób.
I choć dane mówią same za siebie, nadal uważa się, że ciężkie objawy zakażenia rzadko występują u dzieci. Ta grupa chorych stanowiła od 0,5 do 5,3 procent wszystkich hospitalizacji, a zgonów zarejestrowano 0,4 procent. Z kolei nowy raport opublikowany przez amerykańskie Centers for Disease Control and Prevention wykazał, że dzieci hospitaliozowane z powodu COVID-19 potrzebowały pomocy z oddziału intensywnej terapii równie często, co dorośli.
Podczas gdy prezydent Donald Trump twierdzi, że wirus nie stanowi dużego ryzyka dla dzieci i że są one na niego bardziej odporne, niedawno opublikowane badanie sugeruje, że starsze dzieci mogą przenosić wirusa tak samo skutecznie jak dorośli. Z kolei inne statystyki mówią o tym, że dzieci w wieku poniżej 5 lat są bardziej obciążone wirusem niż dorośli, co rodzi jeszcze więcej pytań na temat tego, jak faktycznie przenoszony jest wirus w tym środowisku. William Haseltine, były profesor w Harvard Medical School, uważa że dzieci do piątego roku życia mają tysiąc razy więcej wirusów w jamie nosowej, niż „potrzeba” by doszło do zarażenia.
Obok wzrostu zakażeń u dzieci innym niepokojącym faktem są występujące w tej grupie chorych powikłania po zachorowaniu na koronawirusa.
Czternastoletnia Indiana Evans, obiecująca tancerka z Hertfordshire w południowej Anglii przed pandemią trenowała 16 godzin tygodniowo w szkole. Na początku marca u dziewczynki pojawił się męczący kaszel. Mimo braku innych objawów wirusa, Indiana przez dwa tygodnie nie opuszczała domu. We wrześniu planowała udział w egzaminach do prestiżowej szkoły tanecznej. Nie wiadomo jednak czy będzie to możliwe, bo z tej energicznej młodej tancerki zostało wspomnienie. Dziś Indianie z ledwością udaje się dojść do supermarketu o własnych siłach. Cierpi na migreny, kołatanie serca, pojawiają się u niej wysypki i opuchlizna oczu. Indiana została poddana szczegółowym badaniom szpitalnym, z których…nic nie wyniknęło. Wkrótce ma rozpocząć indywidualne zajęcia rehabilitacyjne wspomagające oddychanie i wzmacniające mięśnie.
Innym przykładem powikłań po koronawirusie jest historia siedmioletniego syna Birgit z East Sussex w południowo-wschodniej Anglii. Chłopiec, wcześniej bardzo aktywny, odczuwa dziś chroniczne zmęczenie, bardzo schudł, a w czasie biegania dostaje poważnej zadyszki. Od jego zarażenia koronawirusem minęły cztery miesiące.
Podobną historię ma Charlotte z Buckinghamshire w południowej Anglii, która również uważa, że jej syn doznał długotrwałych skutków ubocznych po przechorowaniu COVID-19. Dziesięcioletni Freddie został zdiagnozowany w marcu. Dostał inhalator i sterydy, ponieważ kaszel był tak silny, że miał problemy z oddychaniem. Wyzdrowiał po około tygodniu, ale potem pojawiły się wysypka i biegunka, które utrzymywały się przez kilka tygodni.
Rodzice, których dzieci borykają się z tak różnorodnymi przewlekłymi objawami po zakażeniu, jak zmęczenie, duszność, bóle w klatce piersiowej, biegunka, obawiają się powrotu dzieci do szkół. Niektórzy rodzice szukają wsparcia na portalach takich, jak Long Covid Support Group, próbując zrozumieć co dolega ich dzieciom. Wielu z nich nie otrzymało odpowiedzi na swoje pytania od lekarzy opieki podstawowej.
Być może rozwiązanie zagadki przewlekłych objawów podobnych chorobie wywoływanej przez SARS-CoV-2 związane jest z rzadkim wieloukładowym zespołem zapalnym u dzieci (MIS-C), na który chorował niewielki odsetek pacjentów w USA, Wielkiej Brytanii, Włoszech i innych krajach w czasie pandemii. Naukowcy do tej pory koncentrowali się na niewielkiej liczbie dzieci hospitalizowanych z powodu MIS-C, a nie tych, u których wystąpiły objawy utrzymujące się po podejrzeniu koronawirusa.
Nathalie MacDermott, wykładowca National Institute for Health Research w King's College London i lekarz szpitalny w Londynie, twierdzi, że u dzieci przypadków zespołu zapalnego jest więcej niż zachorowań na COVID-19. W tej chwili nie ma żadnych konkretnych danych w odniesieniu do dzieci i problemów związanych z powikłaniami po koronawirusie, ale to dlatego, że wciąż jesteśmy na wczesnym etapie rozwoju pandemii - podsumowuje MacDermott. Jej zdaniem do przeprowadzenia pełnych badań w tym obszarze należałoby wziąć pod uwagę młodych pacjentów z całego świata, ponieważ to wciąż jest najmniej liczna grupa chorych.
Źródło: CNN