Subskrybuj
Logo małe
Szukaj

Dwanaście mgnień 2025 roku – kwartał I

MedExpress Team

Medexpress

Opublikowano 30 grudnia 2025 09:00

Roku nie ocenia się po tym, jak zaczyna, ale jak kończy. Trawestując słynny bon mot jednego z polityków (podpowiedź: fatalnie się przysłużył ochronie zdrowia, choć to akurat żaden wyróżnik), co można powiedzieć o ostatnich dwunastu miesiącach w zdrowiu? Było jak u Hitchcocka, czyli – nic nowego pod słońcem, choć z mnóstwem wybuchów. Niestety.
Dwanaście mgnień 2025 roku – kwartał I - Obrazek nagłówka

Styczeń

Edukacja zdrowotna miała wejść do szkół we wrześniu 2025 jako przedmiot obowiązkowy, ale już w styczniu politycy koalicji rządzącej wywiesili białą flagę: Władysław Kosiniak-Kamysz, lider PSL, ogłosił „dobrą nowinę” dotyczącą fakultatywności przedmiotu, nad wprowadzeniem którego eksperci dyskutowali od lat i od lat domagali się od polityków decyzji. Bynajmniej nie takiej. Nie upłynęła doba, jak nadeszło potwierdzenie od premiera Donalda Tuska i kandydata KO na prezydenta, Rafała Trzaskowskiego. Wszystko pod hasłem, że w „takich sprawach” decydujący głos należy do rodziców. Minister edukacji pozostało tylko potwierdzenie i szukanie (dalszych) uzasadnień, z których palmę pierwszeństwa dzierży chyba konieczność ochrony szkoły przed wojną ideologiczną. Już wtedy można było oczywiste, że rok szkolny 2025/2026 jest z punktu widzenia edukacji zdrowotnej stracony, można tylko przyjmować zakłady, jak bardzo wielką klapą zakończy się projekt. Zakończył się klapą ogromną i wiele wskazuje, że w MEN nie nastąpiły żadne personalne zmiany (czyli po prostu dymisje) tylko dlatego, że potężnego alibi dostarczył kierownictwu resortu Kościół katolicki, którego ataków na edukację zdrowotną Barbara Nowacka użyła jako tarczy. Albo zasłony dymnej.

Rok 2025 zaczął się od edukacji zdrowotnej i na niej w sumie kończy – bo wraca wątek i podstawy programowej i statusu przedmiotu. Decyzje będą zapadać w pierwszych miesiącach kolejnego roku.

Luty

Wbrew zdrowemu rozsądkowi i mnożącym się ostrzeżeniom ekspertów w Sejmie trwały w najlepsze prace nad obniżeniem składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Miały one zmniejszyć przychody do NFZ o ok. 4,5-6 mld zł. Posłowie koalicji rządzącej (poza Lewicą, która „dużego” obniżenia składki zdrowotnej nie popierała – w przeciwieństwie do wprowadzonej w końcówce 2024 roku ulgi dla najmniejszych przedsiębiorców) pozostawali ślepi i głusi na argumenty ekonomistów. Na przestrzeni dosłownie dwóch, trzech tygodni opublikowano dwa raporty przygotowane przez różne zespoły, przy użyciu różnych metodologii – obydwa pokazywały, że w budżecie NFZ nawet bez zmniejszania przychodów ze składki zdrowotnej wyrwa (słowo „luka” wydaje się zbyt łagodne, gdy mowa o ćwierć bilionie złotych na przestrzeni zaledwie czterech lat). Eksperci rekomendowali wręcz uszczelnianie i podnoszenie jeśli nie stawki składki, to efektywnej ściągalności – czyli solidarnego obciążenia wszystkich ubezpieczonych. Posłowie – zarówno Komisji Zdrowia jak i Komisji Finansów Publicznych nawet niespecjalnie interesowali się eksperckimi publikacjami, próbując zaklinać rzeczywistość: - Spadną przychody ze składki, więcej dołoży budżet państwa – można było usłyszeć.

Marzec

W połowie marca odnotowaliśmy w Polsce pierwszy od 2001 roku przypadek błonicy - choroby zakaźnej, która w Europie została wyeliminowana dzięki szczepieniom. Do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu trafiło sześcioletnie dziecko z objawami tej groźnej choroby, którą najprawdopodobniej zaraziło się podczas wakacji na Zanzibarze. Dziecko nie było zaszczepione przeciw błonicy, choć – jak informowały służby sanitarne – inne szczepienia były u niego realizowane (latem prokuratura informowała o postawieniu zarzutów rodzicom pacjenta, który po skutecznym leczeniu opuścił szpital). Marcowy przypadek stał się jeszcze jedną okazją do refleksji nad stanem immunizacji polskich dzieci, zwłaszcza że dosłownie w tym samym czasie ruszyła wielka kontrola kart szczepień, swoisty „spis z natury”, a kontrolerzy Sanepidu przeglądnęli w sumie w ciągu kilku miesięcy ok. 7,5 mln kart szczepień.

Co wynika z tego spisu, oprócz tego, że jeśli chodzi o pierwsze dawki, wyszczepialność w Polsce – jak podkreśla GIS – pozostaje na dobrym poziomie, bo zupełnie niezaszczepionych jest kilka procent dzieci? Na razie wniosków brak, nie ma też informacji, kiedy można się ich spodziewać. W tym roku NIZP-PZH nie opublikowało danych dotyczących liczby odmów szczepień – dość wyraźnie w ostatnich latach narastającej, co zapewne jest związane po części z rozpoczętą (trwającą) kontrolą inspekcji sanitarnej, częściowo – z wątpliwościami wokół metodologii. Tak czy inaczej, ostatnie dane dotyczące uchyleń od szczepień obowiązkowych pochodzą z lata 2024 roku. Pewnym kontrapunktem do dość optymistycznego przekazu płynącego z instytucji rządowych jest na pewno opublikowany pod koniec roku raport OECD, według którego Polska – jeśli chodzi o poziom zaszczepienia drugą dawką przeciw odrze (szczepienie realizowane u sześciolatków) – znajduje się w grupie krajów budzących niepokój. Nie tylko nie osiągamy bezpiecznego poziomu 95 proc., ale w ostatnich latach spadki wykazują największą dynamikę. Oficjalny komentarz? To „wina” metodologii, bo OECD bierze pod uwagę tylko konkretny rocznik, a przecież potem dzieci są „doszczepiane”. Tak, ale ta sama metodologia dotyczy również innych krajów.

Szukaj nowych pracowników

Dodaj ogłoszenie o pracę za darmo

Lub znajdź wyjątkowe miejsce pracy!

Zobacz także