Miał być CAP…
Opublikowano 24 listopada 2025 08:24
Z tego artykułu dowiesz się:
- Ministerstwo Zdrowia nie planuje zmian w zasadach kontraktów lekarskich, ale związkowcy mają inne zdanie. W rozmowach z Naczelną Radą Lekarską pojawiły się sugestie dotyczące wprowadzenia górnego limitu zarobków, które jednak nie są oficjalną propozycją ministerstwa.
- Atmosfera w Trójstronnym Zespole ds. Ochrony Zdrowia zapowiada się napięta. Już 2 grudnia, podczas spotkania, mogą pojawić się kontrowersyjne tematy, takie jak minimalny wymiar pracy lekarzy na kontraktach.
- Wiceminister zdrowia zapewnia, że zmiany są możliwe, ale muszą być dobrze przemyślane. W rozmowach pojawiają się różne opcje, w tym CAP, jednak ministerstwo nie zamierza podejmować decyzji bez konsultacji z lekarzami.
- Problem „kominów płacowych” wciąż pozostaje nierozwiązany. Związki zawodowe ostrzegają, że dyskusje o wynagrodzeniach będą sensowne tylko wtedy, gdy obejmą również wynagrodzenia części lekarzy, które są nieproporcjonalnie wysokie w stosunku do innych pracowników medycznych.
Trójstronny Zespół zbiera się 2 grudnia i atmosfera rozmów, zakładając, że się rozpoczną, lekka nie będzie. Już wcześniej partnerzy, przede wszystkim organizacje pracodawców, nie przyjmowały dobrze podkreślania przez minister zdrowia Jolantę Sobierańską-Grendę i wiceminister Katarzynę Kęcką „społecznego charakteru” leżących na stole propozycji. Wyglądało to tak, jakby kierownictwo resortu rozważało wprowadzenie zmian – na przykład CAP, ale też choćby minimalnego wymiaru pracy lekarza na kontrakcie – pod którymi się nie może podpisać. – To pole do dialogu, nie dogmat – tłumaczy w rozmowach z mediami wiceminister Katarzyna Kęcka, mimo że ślad tych propozycji można znaleźć również w pracach ministerialnego zespołu ds. zmian systemowych (powołany przez Izabelę Leszczyn, już rozwiązany).
No i w końcu nie jest też tak, że Ministerstwo Zdrowia położyło na stole „surowe” propozycje partnerów społecznych. Bo oczywiście jest prawdą, że likwidacji „kominów” i wprowadzenia CAP domagali się związkowcy, proponowali takie rozwiązanie również niektórzy pracodawcy czy samorządowcy, ale to nie oznacza, że resort zdrowia zasypiał gruszki w popiele w tej sprawie. Miesiąc temu, podczas Forum Rynku Zdrowia, Katarzyna Kęcka, komentując fakt, że „w przestrzeni publicznej zaistniała też możliwość wprowadzenia maksymalnego wynagrodzenia, czyli tzw. CAP-u”, dodawała: - Rozmawiamy o tym, jest to przeliczane, przygotowywane. „Jest też możliwość uregulowań kontraktów, bo zaistniało w przestrzeni publicznej to, czy będziemy rezygnować z udziału procentowego od procedur w przypadku wynagrodzeń kontraktowych, czy płacy. Natomiast kontrakty przygotowywane są w różny sposób, biorąc pod uwagę stawkę godzinową - mówię o profesjonalistach medycznych, w oparciu o udział procentowy od wykonanych procedur. Ale mamy też kontrakty, które zawierane są na ryczałt - jeżeli dany lekarz pracuje tylko w ordynacji podstawowej. I tak naprawdę w tej chwili musimy poukładać sobie, jeżeli jest mowa o kominach - to musimy mieć z tyłu głowy i najniższe wynagrodzenia, ale też ten CAP, który jest oczekiwany przez stronę społeczną”.
Grzech pierworodny „dialogu” na temat CAP i ogólnie – zmian w kontraktach – polegał na tym, że MZ nie uznało za stosowne omówić propozycji, które znajdą się na stole podczas rozmów (niezależnie od tego, kto je na tym stole położył) z reprezentacją środowiska, którego propozycje dotyczą. Co więcej, resort zdrowia mniej lub bardziej biernie przyglądał się całej otoczce, zewnętrznemu kręgowi owej „przestrzeni publicznej”, w której toczyła się – od miesięcy – dyskusja, w którym to kręgu lekarze, jako grupa zawodowa, byli (i są nadal) przedstawiani jako odpowiedzialni za krach finansów NFZ. Ministerstwo tłumaczy, że nigdy tak nie twierdziło, ale istnieje coś takiego jak grzech zaniechania.












