Subskrybuj
Logo małe
Wyszukiwanie

To szpital powinien jechać do pacjenta

MedExpress Team

Iwona Schymalla

Opublikowano 18 października 2013 07:00

To szpital powinien jechać do pacjenta - Obrazek nagłówka
Fot. MedExpress TV
Ile osób cierpi na niewydolność żylną, jakie mogą być konsekwencje nieleczenia tego schorzenia, czy jest szansa, aby skutecznie uchronić się przed konsekwencjami udaru mózgu? – o tym z prof. Krzysztofem Ziają, krajowym konsultantem ds. angiologii, rozmawia Iwona Schymalla, redaktor naczelna Medexpress.pl

prof. Ziaja

Ile osób cierpi na niewydolność żylną, jakie mogą być konsekwencje nieleczenia tego schorzenia, czy jest szansa, aby skutecznie uchronić się przed konsekwencjami udaru mózgu? – o tym z prof. Krzysztofem Ziają, krajowym konsultantem ds. angiologii, rozmawia Iwona Schymalla, redaktor naczelna Medexpress.pl

Iwona Schymalla: Gościem medexpressu jest pan profesor Krzysztof Ziaja, krajowy konsultant ds. angiologii. Witam Panie Profesorze.

Prof. Krzysztof Ziaja: Witam.

W czasie ostatnich kilku miesięcy przeprowadzono ciekawe badania profilaktyczne wśród Polaków dotyczące niewydolności żylnej. Celem tego badania było sprawdzenie, ilu Polaków cierpi na tę dolegliwość. Jakie są wyniki?

To nie jest takie proste sprawdzić, jaki odsetek populacji w naszym kraju cierpi czy w ogóle ma dyskomfort jeśli chodzi o zdrowie. Jeżeli popatrzeć na cały organizm, to jest kilka elementów, które decydują o zdrowiu: serce, czyli siła napędowa; napływ, czyli to wszystko, co jest czerwone; i odpływ, czyli tzw. czarna krew w żyłach. Najbardziej widocznym elementem problemów z krążeniem są „pajączki” np. na nosie.

To coś, co kobietom spędza sen z powiek. A jakie mogą być tego konsekwencje?

To dopiero sam początek kłopotów, które nie zawsze muszą się skończyć jakimś zaawansowanym stadium choroby. Niemniej jednak jest to sygnał. Takimi sygnałami są również ciężkie nogi, skurcze nocne, obrzęki, które jakże często są lekceważone. A mogą doprowadzić do rozwoju ciężkiej choroby, którą dostaliśmy najpewniej od taty czy mamy. Niestety, ma ona duże podłoże genetyczne, ale nie jest to jedyna przyczyna rozwoju. Rozwijająca się choroba na początku powoduje jedynie dyskomfort, następnie nieleczona skutkuje owrzodzeniami żylnymi, które czasami mogą doprowadzić do zgonu.

Ta choroba dotyczy około 50 proc. ludzi po 50. roku życia.

Okazało się więc, że bardzo wiele osób cierpi na niewydolność żylną. Co gorsza, nie wiedzą, jakie mogą być konsekwencje nieleczonego schorzenia?

Nie wolno lekceważyć sygnałów, które daje natura - jeżeli coś boli, to należy sprawdzać, co boli i dlaczego. Jeżeli ta choroba dotyczy około 50 proc. populacji po 50. roku życia, to mówimy o bardzo poważnym problemie. On był zauważalny, ale dotarcie do coraz młodszych lekarzy, do coraz młodszej populacji, jest elementem, na który Narodowy Fundusz Zdrowia nie może sobie pozwolić, bo nie jest od tego. Tak że wszelkiego rodzaju inicjatywy, także społeczne, naukowe, są niezwykle cenne, bowiem zwiększają świadomość, która pozwala na bardzo wczesnym etapie rozwoju choroby ją leczyć.

Chciałabym, abyśmy powiedzieli o ważnym problemie medycznym – o udarach mózgu. Ich liczba z roku na rok rośnie - niewykryta wcześniej choroba, zbagatelizowane pierwsze objawy – to śmierć pacjenta.

Mózg jest narażony na bardzo wiele problemów, począwszy od urazów. Mimo że jest czaszka, która ma go chronić, to jest to najbardziej urazowa część naszego ciała. Aż cztery duże tętnice doprowadzają krew do mózgu, i zapewniają jego prawidłowe funkcjonowanie, ale jakże często, gdy jedna z nich jest mocno zwężona - powyżej 70 proc., gdy mamy do czynienia z niemiarowością mięśnia sercowego, gdy mamy do czynienia z patologią naczyń wewnątrzczaszkowych, dochodzi do gwałtownego zaburzenia przepływu przez czasami nieduży, a czasami duży obszar mózgu. Wtedy mówimy o udarze. Ten udar może być spowodowany albo zamknięciem dopływu krwi, albo krwotokiem domózgowym – to oznacza, że w pierwszym przypadku naczynie ulega zatkaniu, a drugim przypadku – rozerwaniu. Każdy z tych elementów jest elementem bezpośredniego zagrożenia życia. Według Światowej Organizacji Zdrowia ocenia się, że 5,6 mln ludzi na świecie cierpi na udar mózgu, a w ciągu roku mamy 2 mln kolejnych udarów mózgu. W Polsce w 2011 roku odnotowano wzrost udarów mózgu. Jest ich więcej niż zawałów serca.

Dlaczego tak się dzieje?

Społeczeństwo starzeje się, ale też dłużej żyje. Jesteśmy też coraz skuteczniej leczeni. Udar mózgu jest chyba jedną z największych porażek medycyny. Potrzebne jest stworzenie centrum udarowego, gdzie byłby neurolog, neurochirurg, chirurg naczyniowy, kardiolog, laboratorium, gdzie byłyby odpowiednie służby, które przyjmują chorego w izbie przyjęć. Udar mózgu, czyli śmierć komórki mózgowej, to jest 4-6 godzin. Mając 4 do 6 godzin, kardiolodzy potrafili zorganizować w sposób doskonały służbę sercu. Specjaliści muszą zbudować strukturę, która zapewniałaby choremu w ciągu 4 godzin możliwość leczenia inwazyjnego po zdiagnozowaniu.

Dlaczego te centra nie mogą powstać? Czy to jest kwestia myślenia o podejściu zespołowym do problemu, czy to są kwestie finansowe?

Wydaje mi się, że tu jednak czynnik ludzki jest największym kłopotem. Forsuję przekonanie w środowisku, że to szpital ma jechać do chorego, a nie chory do szpitala, bo tego czasu jest naprawdę mało, że muszą one powstać na podstawie decyzji marszałków – myślę, że pieniądze będą tutaj ostatnim elementem. Najważniejszy jest element logistyki, aby zdążyć zająć się chorym w tym ściśle określonym czasie. Powinien powstać program, w ramach którego gdy służby ratownicze dostaną sygnał o zdarzeniu związanym z mózgiem, wysyłany byłby odpowiedni zespół, który będzie działał w sposób precyzyjny, zapewniając transport do określonego ośrodka, a nie tak jak jest teraz – do przypadkowego szpitala. Wtedy chory będzie miał szansę na skuteczną opiekę.

Szukaj nowych pracowników

Dodaj ogłoszenie już za 4 zł dziennie*.

* 4 zł netto dziennie. Minimalny okres ekspozycji ogłoszenia to 30 dni.

Zobacz także