Jak ukraińskie ratownictwo ocala życie w warunkach wojny?
Opublikowano 9 grudnia 2025 12:00
O tym, jakie wyzwania dla ratownictwa medycznego rodzi działanie w sytuacji wojennej mówili dyrektorzy obu centrów podczas konferencji „System Ochrony Zdrowia w Czasie Wojny”, która odbyła się 5 grudnia w Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Organizatorami konferencji były Zakład Ratownictwa Medycznego WUM i Instytut Ochrony Zdrowia.
System sprawdzi się też po wojnie
Lwowskie Obwodowe Centrum Medycyny Ratunkowej i Medycyny Katastrof to jeden z 25 takich ośrodków działających w Ukrainie. Jego rola podczas wojny jest jednak kluczowa, ponieważ to właśnie on jest tym, który przejął najważniejszą rolę w organizacji transportów pacjentów, zarówno wewnątrz Ukrainy, jak i za granicę. Dyrektor Centrum Andrij Waśko, będący również doradcą ukraińskiego ministra zdrowia, podkreślał podczas swojego wystąpienia, że już na początku wojny opracowano mechanizm ewakuacji medycznej, który działa do teraz. Polska, obok Norwegii i Niemiec, jest jednym z krajów, do których trafia najwięcej pacjentów transportowanych z Ukrainy.
– Medyczny hub w Jasionce [koło Rzeszowa – red.], z którym ściśle współpracujemy, to miejsce, w którym odbywa się realizowana wspólnie z rządem Norwegii cotygodniowa misja ewakuacyjna – mówił Andrij Waśko.
Lwowskie Centrum bierze udział w ewakuacji rannych z miejsc, w których toczą się działania wojenne. System ratownictwa medycznego w całej Ukrainie wykorzystywany jest zresztą do najważniejszych zadań logistycznych dla medycyny.
– Mieliśmy na przykład zadanie zgromadzenia 150 karetek i pojechania w odległy region kraju, by prowadzić tam ewakuację rannych, żołnierzy i lekarzy. Karetki mogą ponadto przewozić rezerwy leków, medyków, zespoły chirurgiczne czy anestezjologiczne. Wchodzimy w model działania, w którym Ministerstwo Zdrowia będzie określać, jaka placówka w kraju potrzebuje wsparcia w związku z sytuacją krytyczną, a my będziemy wysyłać do niej nasze zasoby. Taki system sprawdzi się też po wojnie – mówił dyrektor centrum.
Rosja próbuje odcinać terytoria
Wojenne realia i to, że Rosja nie respektuje podstawowych zasad obowiązujących dla działań zbrojnych sprawiają, że zadania, przed jakimi stoi ratownictwo medyczne w Ukrainie, nie są ani łatwe, ani bezpieczne.
– Wróg atakuje systemy łączności, a to ich stabilność może decydować o tym, czy uda się uratować pacjenta. Bardzo trudno się pracuje, kiedy nie ma łączności między brygadami a dyspozytorem. Rosjanie nie mają też skrupułów i ostrzeliwują nawet karetki wiozące cywilów. Tak wygląda nasza codzienność w strefach przyfrontowych. Na szczęście, w obwodzie lwowskim nie było takich przypadków, ale znaczna liczba naszych pracowników znajduje się na froncie. Przekazaliśmy też do kolumn wykorzystywanych przez żołnierzy dużo naszych karetek – wyjaśniał Andrij Waśko.
Jak dodał, Rosja, aby naruszyć logistykę wojskową oraz medyczną, próbuje odcinać określone terytoria oraz uniemożliwiać dotarcie do nich pomocy humanitarnej. Typowym przykładem takich działań było wysadzenie tamy w Nowej Kachowce w nocy z 10 na 11 listopada 2022 roku.
„Wszyscy myślimy, że wojna to coś oderwanego od życia”
Lwowskie centrum ratownictwa medycznego pełni ważną rolę w udzielaniu wsparcia w innych częściach kraju i organizowaniu transportów chorych za granicę. Z kolei Dniepropietrowskie Obwodowe Centrum Medycyny Ratunkowej i Medycyny Katastrof jest dużo bliżej wyzwań związanych z działaniami na froncie wojennym. Dyrektor generalny tego Centrum, Radij Szewczenko apelował podczas swojego wystąpienia o to, by Europejczycy o wojnie nie myśleli jak o czymś, co ich nie będzie dotyczyło.
– Wszyscy myślimy, że wojna to coś oderwanego od życia, jakiś wirtualny obrazek. My tak sądziliśmy do 2014 roku, a Europa ma takie przekonanie pewnie nadal. Dla nas wojna zaczęła się 9 maja 2014 roku (wówczas nastąpiła eskalacja przemocy w regionie po aneksji Krymu przez Rosję – red.), kiedy to 96 obrońców ojczyzny zostało dostarczonych przez karetki do szpitala z ciężkimi urazami. Jeszcze rok temu od Dniepra do linii frontu było 200 kilometrów i tylko czasem zmagaliśmy się z ostrzałami rakietowymi. Teraz miasto i jego okolice cierpią codziennie w wyniku ostrzałów balistycznych, bomb lotniczych czy shahedów (bezzałogowych dronów uderzeniowych produkcji irańskiej – red.). Kilka dni temu 800 metrów od szpitala dziecięcego spadła rakieta. Zginęły 4 dorosłe osoby i dziecko – powiedział Radij Szewczenko.
„Nasza brygada mieszkała tam przez tydzień”
Jak wskazał dyrektor centrum medycyny ratunkowej w Dnieprze, jego jednostka uzyskała zgodę ukraińskiego Ministerstwa Zdrowia na wyjazdy do wezwań krytycznych. – Nie zawsze możemy je realizować, bo są terytoria dniepropietrowszczyzny, w których z infrastruktury medycznej pozostały jedynie karetki. Ambulans może więc tam tylko podjechać i znieczulić starszą osobę, która jeszcze się nie ewakuowała z tego regionu. W tych miejscach musimy się jednak skoncentrować na rannych żołnierzach. Nasze zespoły stają się wówczas zespołami medycyny katastrof. Mamy dwa autobusy, którymi możemy przewieźć jednocześnie ponad 20 ciężko rannych osób – wskazał Szewczenko.
Jak wspominał, jedną z najważniejszych tego typu akcji podczas pełnoskalowej wojny był wyjazd do Mariupola w celu wyzwolenia obrońców Azowstalu. – Nasza brygada mieszkała tam przez tydzień. Niestety, obrońców nam nie wydano, ale i tak pewnie był to najbardziej bohaterski czyn. Braliśmy też udział w akcji po ataku rakietowym na dworcu w Kramatorsku. Ewakuowaliśmy 63 rannych, z czego 12 to dzieci. Przy największych atakach na Dniepr pracowało całe ratownictwo medyczne. Przed kilkoma dniami wysłaliśmy do takiego zdarzenia 18 brygad, a pierwsze dotarły na miejsce już po kilku minutach – wymieniał.
Tym, co stanowi największe wyzwania w pracy ratownictwa medycznego w regionie, który znajduje się w pobliżu frontu, jest radzenie sobie z masowym napływem rannych i z urazami typowymi dla działań wojennych. Ważne jest też zapewnienie ciągłości działania systemów.
– Musimy walczyć z blackoutomi energetycznymi. Pomagają nam w tym generatory prądu. Łączność radiową zapewnia nam 19 Starlinków. Zostaliśmy też wyposażeni w system online, który na bieżąco raportuje do resortu zdrowia dane o tym, jak wygląda nasze obłożenie pracą – wymienił Andrij Szewczenko.
Ratownicy z obu obwodów podkreślają, że wojna wymusiła na rządzących stworzenie elastycznego, wojennego modelu medycyny ratunkowej, który prawdopodobnie pozostanie w użyciu także po jej zakończeniu. Mimo problemów z infrastrukturą, ciągłych ataków i przerw w łączności zespoły medyczne nadal realizują ewakuacje i ratują setki osób każdego dnia.
***
Strona konferencji: https://medycynawkonflikciezbrojnym.pl/












