Zdrowie dzieci i młodzieży – wspólna odpowiedzialność
Opublikowano 8 września 2025 09:01
Uczestniczący w dyskusji otwierającej kongres „Zdrowie dzieci i młodzieży – wspólna odpowiedzialność” paneliści nie mieli też wątpliwości, że taka strategia powinna powstać możliwie jak najszybciej. A problemy ze zdrowiem dzieci i młodzieży, na jakie wskazywali, a już na pewno konsekwencje owych problemów, niekiedy były zaskakujące.
Około 80 procent dzieci i młodzieży w tej chwili ma wady postawy, z czego kilkanaście procent – strukturalne wady kręgosłupa. Jeszcze w latach 80. XX wieku było to kilka procent. To oczywiście, jak tłumaczył mgr Michał Guzek, fizjoterapeuta, założyciel RehaDent, efekt zmian stylu życia i faktu, że młodzi ludzie lwią część czasu spędzają siedząc. W szkole nad nauką, w domu nad lekcjami a w czasie wolnym – nad ekranami smartfonów. Efekty to bóle głowy, bóle pleców, którym zapobiec by mogła (i powinna) aktywność fizyczna, najlepsza profilaktyka ruchowa. Tymczasem gdy pojawia się ból, często towarzyszy mu zakaz ruchu, rodzice wprowadzają też farmakoterapię. – Młodzi ludzie średnio spędzają przed ekranami sześć godzin na dobę, kilkanaście procent młodych dziesięć i więcej godzin – mówił ekspert. Jednak konsekwencje „uziemienia” najmłodszych przed ekranami mają konsekwencje idące dalej niż wady postawy czy problemy z nieprawidłową masą ciała. – Przewlekła zmiana nachylenia głowy wpływa na zmianę sposobu połykania – podawał przykład ekspert.
Młodzi pacjenci potrzebują profilaktyki ruchowej (każda godzina na placu zabaw czy boisku jest na wagę złota), ale też już leczenia i rehabilitacji. Tu ogromną rolę do odegrania mają rodzice. – Tylko świadomy dorosły, który zrozumie, że fizjoterapia to proces wymagający konsekwencji i cierpliwości jest w stanie przekonać dziecko i nauczyć takiego podejścia.
Ogromnym problemem zdrowotnym młodej populacji jest próchnica i – szerzej – zdrowie jamy ustnej. Wśród dzieci do trzeciego roku życia ok. 40 proc. ma próchnicę, potem odsetek ten lawinowo rośnie. – To nie jest przecież jedyny problem. Mamy podwójną opiekę stomatologiczną. Z tej, która jest realizowana w ramach systemu publicznego korzysta około połowa pacjentów. Reszta korzysta z opieki prywatnej, odpłatnie – mówiła prof. Dorota Olczak-Kowalczyk, konsultant krajowa w dziedzinie stomatologii dziecięcej, przyznając, że z dostępnością do opieki stomatologicznej dla dzieci i młodzieży w ramach NFZ jest problem, a powodem jest niewystarczająca liczba stomatologów dziecięcych. – Dużo świadczeń mogą oczywiście zabezpieczyć i wykonać lekarze ogólni, ale nie będą oni mogli poprowadzić całościowej opieki – zwróciła uwagę, podkreślając, że szczególnym wyzwaniem są na przykład wady rozwojowe czy traumatologia, urazy zębów, ale również konieczność rozwiązywania problemów związanych z nieleczoną próchnicą, ekstrakcją zębów a nawet przedwczesną utratą uzębienia i uzupełnianiem braków. Osobny, potężny, problem to opieka ortodontyczna, leczenie wad zgryzu.
Ekspertka podkreśliła, że świadomość stomatologiczna jest absolutnie niewystarczająca i wskazała ten temat jako wyzwanie dla edukacji zdrowotnej. Chodzi zarówno o dzieci i młodzież, ale też rodziców a także nauczycieli przedszkolnych i szkolnych. – Potrzebujemy ogólnopolskiego programu edukacyjnego – stwierdziła, dodając że to pomogłoby przynajmniej zmniejszyć skalę rażenia różnego rodzaju fejkowych teorii, na przykład dotyczących rzekomej szkodliwości fluoru. – To jedna z największych zdobyczy zdrowia publicznego – przypomniała. Systemowym wyzwaniem jest zaś, w ocenie prof. Olczak-Kowalczyk, kwestia specjalizacji dla lekarzy dentystów. Jest ich, mówiąc wprost, o wiele za mało w stosunku do potrzeb.
O wyzwaniach systemowych mówiła też prof. Anna Raciborska, kierownik Kliniki Onkologii i Chirurgii Onkologicznej Dzieci i Młodzieży w Instytucie Matki i Dziecka, zwracając uwagę na ciągle nierozwiązany problem tranzycji pacjentów pediatrycznych do systemu opieki zdrowotnej dla dorosłych. – Jako pediatrzy jesteśmy bardziej holistyczni, widzimy całego pacjenta, ale również jego rodzinę. W momencie osiągnięcia dorosłości z dnia na dzień pacjent trafia do systemu, który opiera się na wąskich specjalizacjach i ma zupełnie inną organizację – przypomniała, dodając że istotną kwestią jest samo przekazanie dokumentacji i wiedzy na temat pacjenta, która powinna trafić do lekarza przejmującego opiekę nad pacjentem, co jest niezwykle ważne w kontekście ciągłości decyzji terapeutycznych ale też podejmowania nowych, planowania rozwiązań (na przykład dotyczących, w obszarze onkologii, czy to powikłań po leczeniu czy też pojawiania się wtórnych nowotworów).
Prof. Raciborska zwróciła też uwagę, że zdolność do samodzielnego podejmowania decyzji – i to decyzji, dosłownie, o wadze życia i śmierci – jest w przypadku osiemnastolatków kwestią bardzo indywidualną i niejednokrotnie problematyczną. – Czy uczeń trzeciej klasy liceum jest w stanie podejmować świadomie takie decyzje? Na pewno wpływ na to ma edukacja, ale też indywidualne predyspozycje i doświadczenia – przyznała, dodając, że potrzebne byłyby unity dla młodych dorosłych i system przejściowy między opieką pediatryczną i „dorosłą”. Zwracała też uwagę, by lekarze brali pod uwagę zdanie rodziców, zwłaszcza gdy – tak jak w onkologii – decyzje mają ogromną wagę.
- Stan zdrowia dzieci i młodzieży systematycznie się pogarsza. Nie udało się nam zabezpieczyć prawa dzieci do rozwoju w zdrowiu – oceniła dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego w Warszawie. – System, który stworzyliśmy, nie działa. Potrzebujemy holistycznego podejścia, strategii, która zapewni, że dziecko będzie rozwijać się w zdrowiu, będzie w zdrowiu wchodzić w dorosłość i w tej dorosłości długo cieszyć się zdrowiem. Jak najdłużej – mówiła ekspertka. Realizacja takiej strategii nie będzie możliwa bez budowania świadomości rodziców w zakresie ich odpowiedzialności za zdrowie dziecka, ale tez bez nowego podejścia do placówek opiekuńczo-wychowawczych i edukacyjnych. – Musimy postawić pytanie, czy przedszkole i szkoła spełniają standardy zdrowej placówki – zaznaczyła. Trzeba urealnić konstytucyjne zapisy dotyczące gwarancji szczególnej opieki zdrowotnej nad dziećmi. – Widzimy chociażby, że w obszarze stomatologii państwo nie zabezpiecza tej opieki w ramach systemu publicznego – wskazała.
Ekspertka zwróciła uwagę, że nawet w obszarach, które wydają się – a nawet są – dobrze zarządzane i zabezpieczone, jest jeszcze sporo do zrobienia. Takim przykładem jest hemofilia. – Bardzo dotkliwa choroba, która życie dziecka zmienia w koszmar – podkreśliła. W obszarze hemofilii rozwiązania można byłoby uznać za wzorcowe, bo – co nie jest regułą, system „widzi” nie tylko pacjentów ale dostrzega też potrzeby rodzin. Jednak jest też łyżka dziegciu, którą przynosi… postęp technologiczny. – Musimy dążyć do wdrażania leczenia zgodnego ze standardami. Czas jest w chorobie, zwłaszcza dziecka, takim samym zasobem, takiej samej wagi, jak nowa technologia. Jeżeli nową technologię wdrażamy zbyt późno, odbieramy dzieciom czas, niezbędny do spokojnej edukacji, budowania relacji z rówieśnikami, przestrzeń do marzeń – wskazywała dr Gałązka-Sobotka. W przypadku hemofilii chodzi oczywiście o podskórną formę podania leku. – To jest leczenie zgodne ze standardami, które jest dostępne w wielu krajach Europy, również w Bułgarii, Rumunii, w Czechach – przypominała.
W Europie leczenie hemofilii w coraz większym stopniu ewoluuje w stronę nowoczesnych terapii podskórnych. Od 2018 roku, kiedy to zatwierdzono pierwszą terapię podskórną – emicizumab – dostęp do tego typu leczenia się rozszerza, jednak w Polsce dostępność terapii podskórnej ciągle jest ograniczona. Przez długi czas dostęp do emicizumabu mieli jedynie pacjenci z inhibitorem (dorośli i dzieci). Proces udostępniania tego leku dla wąskiej grupy pacjentów bez inhibitora, z największą niezaspokojoną potrzebą zdrowotną, trwa od 2022 r., ale póki co rozszerzenie refundacji w lipcu 2024 r. objęło wyłącznie populację pediatryczną. Terapię podskórną umożliwiono najmłodszym dzieciom z ciężką hemofilią A (do ukończenia 2. roku życia), dzieciom z trudnościami w dostępie dożylnym, dzieciom z wysoką częstością krwawień pomimo dotychczasowej profilaktyki.
Wiceminister zdrowia Marek Kos, odpowiedzialny za politykę lekową podkreślał, że zmiany w dostępie do nowoczesnych leków czy nowoczesnych form ich podania cały czas idą w dobrym kierunku a sytuacja się poprawia. W jego ocenie szeroka nowelizacja ustawy refundacyjnej, nad którą pracuje Ministerstwo Zdrowia, ma być narzędziem, które umożliwi szybsze podejmowanie decyzji. Kiedy ustawa ma szanse wejść w życie? Marek Kos zapewniał, że termin 1 stycznia 2026 roku, zakładany na początku prac, jest „optymistyczny, ale ciągle realny” i jest szansa, że w najbliższych tygodniach projekt trafi już na etap prac rządowych. – Przyjęcie ustawy może zmienić bardzo dużo – ocenił. Kluczową zmianą jest danie możliwości ministerstwu wyzwania podmiotów odpowiedzialnych do składania wniosków, choć firmy nie będą musiały tego wezwania posłuchać. – Taki mechanizm może powstać z czasem na poziomie unijnym – tłumaczył Kos.
Przypomniał, że mieliśmy już sytuacje, w której pacjenci tracili – po decyzjach firm – dostęp do leków, które były w obrocie. Tak było choćby z lekiem na achondroplazję, gdy firma wyszła z Polski, nie pozostawiając nawet przedstawicielstwa. Ministerstwo Zdrowia podjęło jednak starania, zwieńczone sukcesem, by lek wrócił do refundacji. – Zrobiliśmy to, lek jest dostępny, choć w poszczególnych województwach wygląd to różnie – przyznał wiceszef resortu zdrowia.
O dobrostan dzieci chce też dbać Narodowy Fundusz Zdrowia. Marek Augustyn, zastępca prezesa Funduszu, poinformował o wprowadzeniu do portalu z dietami NFZ, cieszącego się bardzo dużą popularnością (ponad milion użytkowników, nie tylko w Polsce), nowego działu dedykowanego dzieciom do szóstego roku życia. – Narzędzia mamy. Jak dotrzeć do młodych ludzi, żeby chcieli z nich korzystać? – zastanawiał się, dodając, że życzy wszystkim zatroskanym o zdrowie młodych Polaków, by edukacja zdrowotna przestała być nieobowiązkowa.
Bo oczywiście podczas Kongresu Zdrowia Dzieci i Młodzieży nie mogło zabraknąć również tematu edukacji zdrowotnej, przedmiotu, który wchodzi do szkół w roku szkolnym 2025/2026. Niestety, nad czym ubolewali praktycznie wszyscy paneliści – jako nieobowiązkowy. - „Tak” dla edukacji, „nie” dla dezinformacji – mówiła wiceminister edukacji Paulina Piechna-Więckiewicz, nawiązując do hasła przeciwników edukacji zdrowotnej, twierdzących, że edukacja zdrowotna niesie za sobą zagrożenie demoralizacją.
Jak przypomniała wiceminister edukacji, zgodnie z przepisami czas na podjęcie decyzji zaczyna się 1 września i kończy 25 września. – Deklaracje, podpisane i złożone wcześniej, są nieważne. Ich zbieranie przed 1 września to łamanie prawa oświatowego – podkreśliła. Wraz z początkiem roku ruszy kampania informacyjna, skierowana do rodziców: w ogólnopolskich i lokalnych stacjach radiowych, ale również na billboardach i innych kanałach MEN będzie zachęcać do podejmowania pozytywnej decyzji w sprawie uczestnictwa dzieci w lekcjach poświęconych zdrowiu.
- Są instytucje, które walczą z edukacją zdrowotną. To jest dla mnie niepojęte, że ktoś może stawiać sobie za cel obniżanie świadomości zdrowotnej dzieci i młodzieży – wtórował wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny, który podkreślał, że wprowadzany do szkół przedmiot jest tak samo ważny jak na przykład historia. Chodzi o to, żeby każdy wychodził ze szkoły z podstawową wiedzą, żeby łatwiej kojarzył fakty i – z drugiej strony – by trudniej mu było „sprzedać” różnego rodzaju fake newsy.
- Wielkie rzeczy rodzą się w bólach – mówiła senator KO Agnieszka Gorgoń-Komor, nie kryjąc nadziei, że mimo kontrowersji edukacja zdrowotna będzie „zarażać zdrowiem” i przyniesie „modę na zdrowie”. Senatorka KO nawiązując co wcześniej poruszanych wątków systemowych, dotyczących m.in. strategii na rzecz zdrowia dzieci i młodzieży zwróciła uwagę, że jednym wyzwaniem jest jej stworzenie, zaś drugim, jak pokazują choćby doświadczenia z Narodowej Strategii Onkologicznej, wdrożenie.
- Musimy mieć strategię. Nie można tworzyć programów w oparciu o przeświadczenie, o to, że komuś coś się wydaje – podkreślała Beata Małecka-Libera, przewodnicząca senackiej Komisji Zdrowia. Strategia z konieczności jest wieloletnia, długodystansowa i musi być konsekwentnie realizowana, tylko wtedy ma sens i tylko wtedy może przynieść owoce. Filary, na których powinna się opierać to wiedza (baza danych) i profilaktyka – wtórna oraz pierwotna.
Jeśli chodzi o bazy danych, Małecka-Libera podkreśliła, że z inicjatywy Senatu trwają prace z udziałem pediatrów nad zmianami w bilansach zdrowia dzieci. Chodzi o ich unowocześnienie i dostosowanie do obecnych wyzwań zdrowotnych. Diagnostyka wtórna to wszelkiego rodzaju badania przesiewowe, badania populacyjne, które są szczególnie ważne u dzieci. – Badania przesiewowe noworodków to za mało – zwracała uwagę. Potrzebujemy takiej wczesnej diagnostyki (z gwarancją równego dostępu), która pozwoli wychwycić na wczesnym etapie dysfunkcje – choćby wzroku czy słuchu – które rzutują na rozwój i przyszłość młodego człowieka.
- Edukacja zdrowotna to podstawa profilaktyki pierwotnej. Trzymam kciuki, by te lekcje szybko stały się obowiązkowe. Jestem oburzona i zniesmaczona tym, co się w tej chwili, przed wejściem tego przedmiotu do szkół, dzieje – podkreślała z kolei, dodając, że nie trudno zrozumieć, dlaczego szkoła może uczyć o rozwoju roślin i zwierząt, ale nie może przekazywać wiedzy na temat fizjologii i anatomii człowieka. – To jest niewyobrażalny koszmar, że w XXI wieku ktoś może twierdzić, że edukacja zdrowotna jest demoralizująca – oceniła, apelując o stworzenie ruchu poparcia dla edukacji zdrowotnej.
Tematy
KZDiM 2025












