- Natychmiastowe wezwanie pogotowania ratunkowego i udzielenie specjalistycznej pomocy ma bezpośredni wpływ na dalsze losy chorego – zwraca uwagę Ireneusz Szafraniec, prezes elekt Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych. Niestety, okazuje się, że nawet jeśli karetka zjawi się natychmiast, chory i tak może stracić szansę na ratunek. Wyemitowane przez portal tvn24.pl wstrząsające nagranie rozmowy ratowników medycznych z pracownikami SOR jednego z wrocławskich szpitali pokazuje niewydolność systemu.
Brak mebli przyczyną odmowy przyjęcia chorego
Na pytanie ratownika, czy może przywieź pacjenta z podejrzeniem udaru, szpital odpowiada, że nie ma wolnego łóżka potrzebnego do zrobienia tomografii komputerowej. Ratownicy upierają się, że to najbliższy szpital i pożyczają placówce swoje nosze do wykonania badania. Tylko w ten sposób mogą uratować pacjenta, bo leczenie trombolityczne, czyli dożylne podanie leku, który rozpuści skrzeplinę w naczyniu wewnątrzczaszkowym stosuje się do 4,5 godzin od wystąpienia objawów. Natomiast leczenie wewnątrz naczyniowe, czyli mechaniczne udrożnienie naczynia jest dopuszczalne obecnie do 6 godzin.
Przekształcanie łóżek
Tymczasem resort zdrowia zamierza przekształcić w tzw. covidowe 15 tysięcy łóżek szpitalnych - 10 tysięcy w szpitalach powiatowych, 3 tysiące na oddziałach chorób wewnętrznych szpitali wojewódzkich oraz około tysiąca w szpitalach prywatnych.
- Coraz więcej łóżek także w oddziałach udarowych będzie dedykowanych pacjentom COVID-19 (+). Decyzja ministra zdrowia sprzed kilku dni nałożyła na szpital, w którym pracuję – jeden z trzech największych w Polsce, najbardziej innowacyjny i wykonujący unikatowe w skali regionu i kraju procedury – zadanie utworzenia własnymi siłami ogromnego, osobnego tymczasowego szpitala dla pacjentów COVID-19. Dedykowanie większości personelu takiego szpitala na te potrzeby poza korzyściami związanymi ze skuteczniejszym leczeniem COVID-19 spowoduje wielkie straty społeczne związane ze skutkami nieleczenia bądź spadku jakości leczenia chorób innych, w tym udarów mózgu. Szacunkowy bilans zysków i start nie został do decyzji dołączony – mówi ekspert Ministerstwa Zdrowia ds. udaru mózgu prof. Bartosz Karaszewski, kierownik Katedry Neurologii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego i ordynator Kliniki Neurologii Dorosłych w Centrum Udarowym Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego.
Dramatyczna sytuacja pacjentów udarowych
Sytuacja w jakiej znaleźli się pacjenci z udarem mózgu robi się dramatyczna. Niedostępność miejsc udarowych pogłębia dodatkowo czasowe zamykanie oddziałów w związku z kwarantanną personelu bądź ogniskiem SARS-CoV-2 wśród pacjentów. Ich obowiązki przejmują inne szpitale. - W Klinice, którą kieruję musiałem zrezygnować z większości przyjęć planowych między innymi po to, by uwolnić łóżka tzw. neurologii ogólnej dla rosnącej liczby pacjentów z udarem mózgu - z całego regionu, w tym z jego odległych części – informuje prof. B. Karaszewski. Tymczasem w Polsce co 6,5 minuty ktoś doznaje udaru. Może on wystąpić u każdego – w każdym wieku, w każdym miejscu, w każdym czasie, także w dobie pandemii. Specjaliści podkreślają, że w przypadku wystąpienia utrudnionej mowy, bezwładności lub osłabienia rąk, asymetrii ust trzeba natychmiast wezwać pogotowie nawet w dobie pandemii.
Karetka na wagę zdrowia
Z kolejnymi problemami mierzą się placówki medyczne. O problemach z transportem pacjentów z udarami mówi prof. prof. Adam Kobayashi. Chodzi o przewóz pacjentów między szpitalami. - Często szukamy transportu, co w warunkach epidemii jest totalnie utrudnione, bo karetki zajmują się głównie przewozem pacjentów z covidem - mówi Kobayashi. A jak wiemy w przypadku pacjentów z udarem mózgu ważny jest czas...