Ministrowi zdrowia niemal od początku jego urzędowania wielu ekspertów zarzuca, że nie zarządza pandemią, tylko ją opisuje. Opisuje, zresztą, konsekwencje własnych złych, nietrafionych albo dobrych, ale spóźnionych decyzji. Tak było we wrześniu i październiku 2020 roku, gdy minister obstawał przy ograniczeniu testowania na obecność SARS-CoV-2 jedynie u objawowych pacjentów, dodatkowo twierdząc, że owe objawy będzie musiał w osobistym badaniu potwierdzić lekarz POZ. To, między innymi, ograniczenie testowania, podyktowane najpewniej chęcią oszczędności, napędziło dynamikę fali, która przetoczyła się z niszczącą siłą przez polską ochronę zdrowia, pochłaniając dziesiątki tysięcy zgonów – w olbrzymiej większości seniorów.
Czy latem 2022 roku czeka nas podobny scenariusz? Polska znów – nie testuje. Wykonujemy 0,09 testu dziennie w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców. Europa, w każdym razie jej większość, testuje z intensywnością od kilkunastu do nawet stu razy większą. W Polsce stłuczono termometr w kwietniu, wysyłając uspokajające komunikaty o nadzwyczaj wysokim poziomie immunizacji („ponad 90 proc. Polaków ma przeciwciała” – mówił Adam Niedzielski). Ignorowano ekspertów, którzy już w maju ostrzegali, że Omikron i jego subwarianty niewiele sobie robią z przeciwciał, coraz łatwiej – wraz z mutacjami – omijając zarówno te nabyte naturalnie, jak i nawet te poszczepienne. Mamiono społeczeństwo wizją spokojnego, w miarę, lata, sygnalizując, że niewielkie perturbacje możemy odczuć jesienią. Mimo, że na przykład Niemcy – nasz bliski, jak by nie było, sąsiad – wyraźny wzrost zakażeń zaczęły odnotowywać już na początku czerwca (!).
Coś się jednak zmienia w narracji resortu zdrowia. - Pora wakacyjna zwykle była porą, w której zachorowań na covid-19 było zdecydowanie mniej. Ten rok jest trochę inny – stwierdził w poniedziałek w publicznej telewizji wiceminister zdrowia Waldemar Kraska. - Wzrost liczby zachorowań, który zaczął się dużą falą w Portugalii, a teraz we Włoszech i w Niemczech, spowodowany jest submutacją wirusa Omikron, która niestety przełamuje w pewnym stopniu naszą odporność – tłumaczył, tylko nieco omijając niewygodną prawdę, że zakażenia za naszą zachodnią granicą rosły przez ponad pięć tygodni, był więc czas na refleksję, czy aby na pewno wszystko czynimy zgodnie z zaleceniami.
Nie czynimy. Żenująco niski poziom testowania jest wypadkową faktu, że NFZ przestał finansować wykonywanie testów na szerszą skalę (choć same testy są dla podmiotów leczniczych dostępne, wystarczy złożyć zapotrzebowanie w RARS) i tego, że sygnały płynące z resortu zdrowia duża część podmiotów odczytała jako zniechęcanie do testowania, ocierające się wręcz o sugestię, że nadmierne (!) korzystanie z testów może zostać ukarane – na przykład przez Rzecznika Praw Pacjenta.
- Wrócimy do masowego testowania, gdy będziemy mieć 5 tysięcy hospitalizacji – mówił pod koniec ubiegłego tygodnia minister Adam Niedzielski. Dziś resort zaczyna szukać alibi. Kraska w TVP przypomniał, że w maju Światowa Organizacja Zdrowia wydała wytyczne, żeby nie testować populacyjnie, ale głównie ogniska zachorowań, czyli te miejsca, które są najbardziej narażone, jak na przykład zakłady opieki zdrowotnej. Trudno powiedzieć, dlaczego jedne rekomendacje WHO są tak chętnie słuchane, a inne – dotyczące tej samej materii – dużo mniej. Bo WHO cały czas utrzymuje, że przekroczenie progu 5 proc. pozytywnych wyników w ogólnej liczbie wykonanych testów oznacza utratę kontroli nad pandemią. Polska nigdy nie miała z tym problemu. Tak samo jak z tym, że eksperci WHO zalecają skupienie się na osiągnięciu stuprocentowego poziomu zaszczepienia pełnym schematem oraz boosterem grup najbardziej narażonych na ciężki przebieg COVID-19. Ten cel dla krajów wysokorozwiniętych jest osiągalny – wystarczy przykład Hiszpanii czy Portugalii, ale blisko sukcesu są też inne kraje Zachodniej Europy. My stanęliśmy na 76 proc. zaszczepionych osób powyżej 60. Roku życia pełnym schematem i 58 proc. zaszczepionych boosterem.
Polska latem 2022 roku zakaża się, ale też choruje na COVID-19 nie tylko w szarej, ale wręcz w czarnej strefie. Wbrew temu, co w blasku reflektorów mówią decydenci.