Subskrybuj
Logo małe
Wyszukiwanie
Krzysztof Bukiel

Stachanowcy i prymusi… cudzym kosztem

MedExpress Team

Medexpress

Opublikowano 11 lutego 2019 09:08

Stachanowcy i prymusi… cudzym kosztem - Obrazek nagłówka
Fot. arch. red.
„Wynoś się człowieku stąd, a ja się zastanowię jak cię zwolnić” – takie słowa miał usłyszeć niedawno w pewnym polskim szpitalu lekarz i działacz związkowy od swojego dyrektora na koniec niezbyt miłej rozmowy.

Odbyła się ona w gabinecie dyrektora, do którego wezwany został ów lekarz z powodu tego, że ośmielił się złożyć wniosek do Państwowej Inspekcji Pracy, aby ta skontrolowała czy zaszło naruszenie prawa pracy przez zarządzenie wydane przez dyrektora i dotyczące działania szpitalnego oddziału ratunkowego. W ocenie lekarzy tego szpitala zarządzenie stanowiło zagrożenie tak dla lekarzy jak i pacjentów, gdyż nakładało na lekarzy nadmierne obowiązki, co znacznie zwiększało możliwość popełnienia błędu i stwarzało niebezpieczeństwo braku lekarza w miejscu, gdzie był on potrzebny, a co za tym idzie - braku możliwości udzielenia pomocy lekarskiej potrzebującym pacjentom. Dyrektor nie krył swojego zdenerwowania i oburzenia wobec kroków podjętych przez związkowca. Jego bowiem zdaniem wydanie takiego zarządzenia było konieczne, aby w niekorzystnych warunkach „zewnętrznych” zapewnić jako-takie funkcjonowanie SOR-u. W ocenie dyrektora, było to zatem działanie dla dobra i w interesie pacjentów, inaczej niż działanie związkowca, które było zachowaniem nieodpowiedzialnym, zagrażającym normalnemu funkcjonowaniu szpitala. Nic więc dziwnego – zdaniem dyrektora – że poniosły go emocje i zagroził lekarzowi w niewybrednych słowach, że go zwolni, znajdując wcześniej jakiś do tego pretekst.

Takich przypadków jak opisany wyżej, gdy dyrektorzy szpitali podejmują drastyczne, a nawet desperackie działania byleby tylko „na zewnątrz” wydawało się, że szpital funkcjonuje normalnie, było i jest bardzo wiele. Drastyczność i desperackość tych działań polega głównie na tym, że pracownicy medyczni, zwłaszcza lekarze, są obciążani obowiązkami ponad siły, wymagającymi nierzadko obecności w kilku miejscach naraz i stwarzającymi realne niebezpieczeństwo niewywiązania się z tych nadmiernych obowiązków, co dla pacjenta może oznaczać katastrofę a dla lekarza odpowiedzialność karną i cywilną. W jednym przypadku będzie to dyżurowanie na kilku oddziałach naraz i jeszcze w SOR-ze, w innym – konieczność dyżurowania przez kilka dób z rzędu, w jeszcze innym obowiązek udzielania pomocy w zakresie przekraczającym kompetencje i umiejętności lekarza (odnosi się to zwłaszcza do rezydentów kierowanych na różne „odcinki” w charakterze „zapchajdziury”) itp. W ten sposób dyrektorzy szpitali chcą się wykazać (jacy to z nich świetni menedżerowie) kosztem innych, bo jak dojdzie do tragedii oznaczającej śmierć lub znaczne pogorszenie stanu zdrowia chorego, to prokurator zapyta lekarza dlaczego zgodził się pracować w tak niebezpiecznych warunkach albo chociaż czy sprzeciwiał się temu. Dyrektorzy szpitali dobrze wiedzą (moim zdaniem) co robią i zdają sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie sprowadzają na lekarzy. Dlatego tak nerwowo reagują na każdą próbę sprzeciwu z ich strony i „na wszelki wypadek” - aby nikt się na taki sprzeciw nie odważył, prowadzą „politykę” zastraszania pracowników. Oczywiście sprawy takie nie wychodzą „na zewnątrz” i media o tym nie informują - do czasu, gdy konflikt spowoduje skutki trudne do ukrycia, np. kiedy lekarze zwolnią się grupowo z oddziału, bo już nie dają rady pracować w takich warunkach albo jakiś lekarz umrze na którymś z kolei dyżurze pełnionym bez przerwy lub na SOR-ze umrze pacjent, bo zabrakło lekarza, który jednocześnie pracował na innym oddziale (wszystkie powyższe przykłady są autentyczne).

OZZL zdaje sobie sprawę, że sytuacja większości szpitali jest zła i w dużej części nie jest to wina dyrektorów, ale rządzących, którzy doprowadzili do tego przez wiele lat lekceważenia problemu. Trudno jednak nam zrozumieć i zaakceptować postawę dyrektorów, którzy strugają bohaterów i zamiast podjąć skuteczną walkę (bo tylko walka wchodzi tutaj w grę) o poprawę sytuacji, podejmują desperackie działania, które mają ukryć ten dramat w szpitalach. Dodatkowo chcieliby, aby ich desperację autoryzowali lekarze, biorąc odpowiedzialność za jej skutki. Tacy dyrektorzy chętnie przedstawiają się jako osoby odpowiedzialne, w rzeczywistości jednak zachowują się nieodpowiedzialnie, bo utrwalają ten kryzysowy stan, pokazując rządzącym, że „nie jest tak źle” skoro oni – menedżerowie dają sobie radę.

W ostatnich miesiącach Zarząd Krajowy OZZL zwrócił się parokrotnie do dwóch największych organizacji skupiających dyrektorów polskich szpitali o podjęcie wspólnych działań, które pokazałyby najpierw jak wielki jest deficyt środków przeznaczanych na szpitale, a później spróbowały wymusić na rządzących realizację wspólnych postulatów. Pierwszym krokiem miałoby być określenie w umowie zawartej na wzór ponadzakładowego układu zbiorowego pracy – właściwych warunków wynagradzania i pracy (w tym norm zatrudnienia) pracowników medycznych, a następnie do tych warunków dopasowanie poziomu finansowania. Nasze zaproszenia do współpracy zostały zlekceważone (nawet nie odpowiedziano nam na pisma!). Zamiast tego usłyszeliśmy jak dyrektorzy skarżą się w mediach i na różnych konferencjach, że utrudnia się im zarządzanie szpitalami, bo pracownikom przyznano (drogą ustawy) zbyt wysokie (sic!) pensje (chociaż komuniści w roku 1958 wynagradzali lekarzy lepiej), a wprowadzone normy zatrudnienia pielęgniarek uniemożliwiają normalne funkcjonowanie szpitali. Zamiast proponowanego przez nas współdziałania, dyrektorzy udali się „po prośbie” do szefostwa partii rządzącej o dodatkowe środki dla swoich szpitali. Wnioskowali o 15 % podwyżki, dostaną pewnie jedną trzecią tego, aby jakoś dociągnąć do wyborów. Zadowoleni z tego osiągnięcia znowu będą odgrywać prymusów zarządzania i stachanowców, którzy potrafią w tak skrajnie niekorzystnych warunkach zapewnić odpowiednią obsadę lekarską i pielęgniarską, właściwą pomoc potrzebującym i jeszcze do tego dobry wynik finansowy szpitala. Jak chcą się wykazywać, niech się wykazują, ale nie na koszt lekarzy i innych pracowników medycznych. Niech wiedzą, że OZZL nie będzie przyglądał się temu biernie. Każda próba łamania prawa pracy albo zastraszania działaczy związkowych spotka się z naszą reakcją.

PS

Oczywiście nie wszyscy dyrektorzy szpitali postępują w sposób opisany wyżej, podobnie jak nie wszyscy lekarze mają odwagę sprzeciwić się opisanemu wyżej sposobowi „zarządzania zasobami ludzkimi”.

Krzysztof Bukiel 11 lutego 2019 r. Światowy Dzień Chorego

Podobne artykuły

Szukaj nowych pracowników

Dodaj ogłoszenie już za 4 zł dziennie*.

* 4 zł netto dziennie. Minimalny okres ekspozycji ogłoszenia to 30 dni.

Zobacz także

Msolecka
FelietonMałgorzata Solecka

Mądrej głowie dość dwie słowie

19 lutego 2024
Leszek Borkowski
Leszek Borkowski

Głosić dobre informacje przed i po wyborach

26 września 2023
Dr n. med. Marek Derkacz
Dr n.med. Marek Derkacz, MBA

Palenie ojca a zdrowie przyszłych pokoleń

28 września 2023
Dr n. med. Marek Derkacz
Dr n. med. Marek Derkacz, MBA

Dobry jak cholesterol

10 sierpnia 2023
27.11.2012 WARSZAWA , PROFESOR WIESLAW JEDRZEJCZAK W NOWYM ODDZIALE TRANSPLANTACJI SZPIKU W SZPITALU PRZY BANACHA .FOT. ADAM STEPIEN / AGENCJA GAZETA
Prof. Wiesław W. Jędrzejczak

Jan Paweł II

13 marca 2023