Pan minister przygotował właśnie nowelizację ustawy o płacach minimalnych w ochronie zdrowia. Ustawa ta zawiera tzw. współczynniki pracy dla poszczególnych zawodów medycznych określające relację między (gwarantowaną przez państwo) pensją zasadniczą danego zawodu a przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce za rok ubiegły. Nowelizacja ustawy przewiduje dla lekarza specjalisty współczynnik 1,31. Dla części lekarzy jest to wzrost o 3% (poprzedni współczynnik wynosił 1,27), dla części (tej zatrudnionej w szpitalach) jest to faktyczna obniżka współczynnika o 20%. W roku 2018 otrzymali oni bowiem – na drodze ustawy – podwyżkę z budżetu państwa podnoszącą ich wynagrodzenie zasadnicze do kwoty 6750 PLN, co stanowiło wówczas 1,6 przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce za rok ubiegły (2017).
Co ważne, Pan minister ustalił ten poziom płac dla lekarzy specjalistów ze związkami zawodowymi, nie reprezentującymi lekarzy, ale głównie zawody pozamedyczne. Zignorował i odrzucił stanowisko związku zawodowego lekarzy (OZZL) i lekarskiego samorządu zawodowego. Minister skorzystał z okazji, jaką dają mu przepisy prawa (o tzw. zespole trójstronnym ds. ochrony zdrowia). Prawo nie zmusza go jednak do odrzucenia stanowiska lekarzy – specjalistów, a jedynie daje taką możliwość. Jego poprzednik - minister Szumowski nie skorzystał z tej możliwości, podpisując porozumienie z PR OZZL w sprawie podwyżek dla specjalistów w roku 2018 i prawa nie złamał.
Co można powiedzieć o opisanych wyżej działaniach ministra zdrowia? Uznaje on, że wynagrodzenie specjalistów lekarzy może odpowiadać płacy robotnika wykwalifikowanego, że płace dla specjalistów najbardziej zaangażowanych w walce z koronawirusem (zatrudnionych w szpitalach) można po epidemii obniżyć (w relacji do przeciętnego wynagrodzenia), że negocjacje w sprawie płac specjalistów lekarzy należy prowadzić z wszystkimi, tylko nie z reprezentacją tych lekarzy.
Trudno działania te ocenić inaczej niż jako publiczne lekceważenie, brak szacunku, żeby nie powiedzieć pogarda wobec tych lekarzy specjalistów. I oto taki człowiek apeluje do społeczeństwa, żeby tych – pogardzanych przez niego i lekceważonych – lekarzy specjalistów społeczeństwo słuchało, żeby ich szanowało i ufało im. Czy to nie jest "szaleństwo"?
Pan minister takich działań, ocierających się o szaleństwo prezentuje więcej. Na przykład z wielkim uporem dąży do takich przekształceń w systemie publicznej ochrony zdrowia, które doprowadzą do – niespotykanego dotychczas – scentralizowania systemu i wszystkich decyzji dotyczących - na początek - funkcjonowania szpitali, a później może i innych elementów systemu. Z niektórych zapowiedzi (np. o centralnych kolejkach do świadczeń) można wnioskować, że także „ruch chorych” ma znaleźć się pod centralnym zarządem pana ministra. Wszystko wskazuje również na to, że zlikwidowane mają być wszelkie elementy rynkowe, które mają ustąpić „działaniom dla misji” definiowanej przez centralę. Kierunek ten jest powszechnie krytykowany przez specjalistów znających się na funkcjonowaniu publicznego lecznictwa: doświadczonych dyrektorów szpitali, samorządowców odpowiedzialnych za funkcjonowanie ochrony zdrowia na swoim terenie, wielu ekspertów zajmujących się ekonomią ochrony zdrowia. Krytykują te rozwiązania osoby, który system kierowany centralnie, etatystyczny, pozbawiony mechanizmów rynkowych pamiętają i doświadczyły w praktyce w okresie PRL i w III RP do roku 1998. A jednak pan minister wszystkie te głosy ignoruje, odrzuca, udaje, że ich nie słyszy i że nie pojawiają się one w publicznej dyskusji. Jakie kompetencje w tym zakresie ma pan minister, aby postępować tak nonszalancko? Jakim jest specjalistą w tej dziedzinie? Jeszcze trzy lata temu nie miał żadnej styczności z ochroną zdrowia i – być może - nie bardzo rozróżniał szpitala od przychodni, a jego 2 letni „staż” w NFZ to oglądanie systemu tylko z jednej strony. Czy to nie „szaleństwo” aby człowiek – praktycznie bez doświadczenia w danej dziedzinie - poważał się na zmiany powszechnie odrzucane przez specjalistów w tym zakresie? I jaki przykład poszanowania dla specjalistów daje osobiście pan minister w swoim zawodowym działaniu?
Skutki opisanych wyżej działań pana ministra Niedzielskiego mogą być opłakane. Utrwalenie tak niskich płac w publicznej ochronie zdrowia dla specjalistów to pielęgnowanie patologii w postaci ciągłego „dorabiania do pensji” przez lekarzy (i innych specjalistów), pracy na kilku etatach, wykorzystywania funkcji w publicznej ochronnie zdrowia dla korzyści w praktykach prywatnych, to zgoda na stopniowe, ale stałe odchodzenie najlepszych kadr do sektora prywatnego albo na emigrację, co doprowadzi do dalszej „erozji” publicznego lecznictwa w Polsce. Centralizacja i etatyzacja publicznej ochrony zdrowia to prosta droga do wielkiego marnotrawstwa, do słabej efektywności, do kumoterstwa (politycznego, rodzinnego, towarzyskiego), do łapówkarstwa itp, co też będzie miało swój udział w dalszym upadku publicznego lecznictwa w naszym kraju.
Szaleństwa panny Ewy – z pamiętnej książeczki Kornela Makuszyńskiego - były w istocie niewinnymi żartami, które nikomu krzywdy nie przyniosły. „Szaleństwa” pana Adama – obecnego ministra zdrowia - mogą tych krzywd wyrządzić wiele, zwłaszcza osobom potrzebującym pomocy medycznej.