Subskrybuj
Logo małe
Wyszukiwanie

Dramat w szpitalach na wschodzie Ukrainy

MedExpress Team

Krzysztof Boczek

Opublikowano 30 stycznia 2015 00:30

Dramat w szpitalach na wschodzie Ukrainy - Obrazek nagłówka
Szpitale nie działają albo są oblężone przez rannych jak twierdze. A punkty medyczne powstają w zastępczych lokalach, w masarni albo u fryzjera.
[caption id="attachment_55784" align="alignnone" width="620"]Lekarze Bez Granic: W szpitalach po obu stronach konfliktu sytuacja jest bardzo trudna Lekarze Bez Granic: W szpitalach po obu stronach konfliktu sytuacja jest bardzo trudna[/caption]

Szpitale nie działają albo są oblężone przez rannych jak twierdze. A punkty medyczne powstają w zastępczych lokalach, w masarni albo u fryzjera.

Szpital Wojskowy w Dniepropietrowsku – największa tego typu placówka położona najbliżej frontu – od dawna jest przepełniony rannymi Ukraińcami przywiezionymi z pierwszej linii ognia. Podobnie jest w Charkowie. Po wprowadzeniu zawieszenia broni we wrześniu, codziennie do tych placówek trafia po 20–30 osób. – Wiele lokalnych szpitali powiatowych także nie  nadążało leczyć rannych. Tylu ich było. A personelu brakowało – mówi Aleksander Zeleniuk, chirurg z Dniepropietrowska.Dlatego rannych, zwłaszcza tych lżej, transportuje się na zachód kraju.

W Łucku – mieście blisko granicy z Polską – w szpitalu Państwowej Straży Granicznej Ukrainy, leczą żołnierzy z frontu. Placówka jest pełna. – A w moim szpitalu, gdzie teoretycznie jest 80 łóżek, leży aż... 210 pacjentów – opisuje sytuację Oleg Sawczuk, ordynator chirurgii w Wołyńskim Obwodowym Szpitalu Klinicznym. Do drugiego szpitala Państwowej Straży Granicznej we Lwowie także codziennie dowożą nowych żołnierzy z frontu, a także pograniczników. Na granicy z Rosją ci mundurowi nadal są atakowani.

Na wschodzie bez zmian

Na terenach kontrolowanych przez separatystów, oprócz ukraińskich lekarzy, którzy musieli lub chcieli zostać, mają działać także rosyjscy medycy.

– Mój kolega, który został w rejonie Donbasu, pisał mi, że leczą w szpitalu rejonowym rannych separatystów i Rosjan – twierdzi Aleksander Zeleniuk. W trakcie walk, w maju, Lekarze bez Granic (MSF) działający na tym terenie, raportowali, że w 3 publicznych szpitalach w Doniecku i w jednym w Ługańsku brakowało prawie wszystkiego: począwszy od bandaży, a na sprzęcie medycznym kończąc. Między połową maja a końcem sierpnia – wówczas trwały najcięższe walki – organizacja MSF dostarczyła do 59. placówek medycznych na wschodzie Ukrainy, zestawy medykamentów wystarczające do opatrzenia ponad 10 tysięcy rannych. 

W sierpniu MSF donosił o 11 szpitalach w Doniecku, które zostały ostrzelane z artylerii i rakiet. Trzy z nich, w wyniku dużych uszkodzeń, nie nadawały się do użytkowania. – W szpitalach po obu stronach konfliktu jest bardzo trudna sytuacja – mówi w rozmowie z SZ Sandrine Tiller z misji MSF na Ukrainie.

– Lekarze codziennie muszą się zmagać z nowymi problemami.W połowie listopada, po przeprowadzonych i nie uznawanych przez świat wyborach na terenach zajmowanych przez separatystów, rząd Ukrainy wstrzymał pomoc dla placówek medycznych z tego regionu. Personelowi medycznemu nakazano ewakuowanie się.

– Sześć miesięcy po rozpoczęciu konfliktu, szpitale regionów Doniecka i Ługańska uginają się pod ciężarem – próbują dać sobie radę z tysiącami rannych w walkach oraz ludźmi, którzy zostali zmuszeni do ucieczki z domów – pisze w raporcie Stéphane Prévost, koordynatorka misji MSF na Ukrainie. Większość placówek już we wrześniu wykorzystała całe swoje budżety na 2014 r, a znaczna część personelu nie dostaje pensji od miesięcy. Bo i jak – od czasu wybuchu wojny właściwie nie działa system bankowy. Na terenach objętych wojną, prowizoryczne punkty medyczne powstają w zastępczych lokalach, np. w Połoninkach utworzono taki punkt w... masarni. Po zestawach do opatrywania ran, teraz MSF dostarcza zestawy do bezpiecznego porodu.

– Wkrótce będziemy wysyłać zestawy dla chronicznie chorych. W miejscowościach najbardziej dotkniętych wojną, pozostali głównie ludzie starzy, chorzy, cukrzycy itd. Oni takich zestawów potrzebują – mówi Tiller. Dla tych setek tysięcy ludzi pozbawionych dostępu do opieki medycznej, MSF planuje w 2015 r. ruszyć z mobilnymi klinikami. Organizacja Lekarzy Bez Granic obawia się także o eskalację problemu, jaki istniał na obszarach Doniecka i Ługańska już przed wybuchem konfliktu – to region o najwyższym na świecie procencie ludzi opornych na leki na gruźlicę. 14–15 proc. populacji zmaga się z tym problemem, a w więzieniach – aż 20 proc.

MSF nadal prowadzi program, starając się obniżyć te wskaźniki. Organizacja dostarcza także pomoc psychologiczną. Mieszkańcy cierpią z powodu strachu, stresu, wypaleni są obawami o życie, żyją w szoku po urazach, bombardowaniach. Prawie 500 osób zostało przeszkolonych z „pierwszej pomocy psychologicznej” takim osobom. Oprócz MSF na terenach konfliktu działają także inne organizacje skupiające się na pomocy medycznej: Ukraiński Czerwony Krzyż, ONZ, Stowarzyszenie Czerwonego Półksiężyca, International Medical Corps i wiele lokalnych NGOsów.

Przerażające statystyki

WHO we wrześniu twierdziło, że na Ukrainie brakuje leków i materiałów opatrunkowych dla... 340 tys. ludzi. Grudniowy raport tej organizacji jest jeszcze bardziej dramatyczny. Od września 2014 r. na terenach ogarniętych konfliktem nie zaszczepiono ani jednego  dziecka. 40 pacjentów w szpitalach psychiatrycznych zmarło z głodu, zimna lub braku opieki.

W 60 wioskach leżących między liniami frontu nie ma żadnego personelu medycznego. Ludzie narażeni na artyleryjskie salwy obu stron są w pułapce.W ługańskich placówkach medycznych miało pozostać tylko 30 proc. personelu medycznego. 70 proc. wyjechało. W regionie Doniecka jest o 10–15 proc. mniej medyków niż przed kryzysem. 10 placówek medycznych w Doniecku i okolicach zostało zniszczonych w wyniku ostrzału artyleryjskiego.

Ogółem, w wyniku wojny, nie działają 32 szpitale na terenie całej Ukrainy (także z regionami kontrolowanymi przez separatystów i Rosjan), z czego 17 w wyniku uszkodzeń powstałych z ostrzału artyleryjskiego. Szpitale odczuwają ogromne braki w każdym zakresie: leków, materiałów medycznych, sprzętu, personelu. Nie mogą nawet świadczyć usług, jakie wykonywali przed kryzysem. Tymczasem liczba potrzebujących opieki medycznej znacząco wzrosła. Według szacunków, w konflikcie rany odniosło prawie 9 tys. osób.

Teoria, a rzeczywistość

Mieszkańcy całej Ukrainy mają zapewniony dostęp do służby zdrowia oficjalnie tylko na papierze. De facto pacjenci muszą płacić za wszystko – poradę lekarza, leki, usługi w szpitalach. Oficjalne opłaty albo też formy łapówek. To wynika z rażąco niskich zarobków lekarzy – przeciętna państwowa pensja to ok. 450 zł, a np. ordynatora – 700–800 zł. Biedna część populacji, której nie stać na opłaty i łapówki, jest więc odcięta od ochrony zdrowia. Pod wpływem dramatycznej sytuacji w służbie zdrowia, Oleg Sawczuk – ordynator z Łucka, rozesłał po polskich szpitalach listy z prośbą o pomoc. „Pomóżcie nam. Brakuje nici chirurgicznych, leków, sprzętu chirurgicznego...”. Na apel odpowiedziało kilka placówek, m.in. z Krakowa oraz sejmik małopolski, który przeznaczył 200 tys. na pomoc medyczną na Ukrainie. Sawczuk osobiście wozi żołnierzy z amputowanymi nogami do Polski do Limanowej. Tam otrzymują protezy znacznie lepszej jakości niż dostępne na Ukrainie. Pomoc medyczną dla Ukrainy wysyła także Polska Akcja Humanitarna, Polska Misja Medyczna z Krakowa, a także Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. W wielu polskich placówkach medycznych żołnierze Ukrainy są leczeni, przechodzą rehabilitację.

Szukaj nowych pracowników

Dodaj ogłoszenie już za 4 zł dziennie*.

* 4 zł netto dziennie. Minimalny okres ekspozycji ogłoszenia to 30 dni.