Stany Zjednoczone mają teraz więcej potwierdzonych przypadków koronawirusa niż jakikolwiek inny kraj. Do tej pory odnotowano (około, bo statystyki zmieniają się błyskawicznie) ponad 85.500 pozytywnych testów. Jednym słowem najnowsze dane potwierdzają, że USA wyprzedziły Włochy i Chiny, choć nie pod względem ofiar śmiertelnych.
Od kiedy epicentrum COVID-19 przeniosło się do Ameryki Północnej, pojawiły się tam te same obawy, co w Europie, m.in. o odpowiednią liczbę sprzętu medycznego ratującego życie osobom w ciężkim stanie z powodu wirusa. Jeden z nowojorskich szpitali zaczął podłączać dwóch pacjentów do jednego respiratora. To działanie, tłumaczone eksperymentalnym protokołem stosowanym w trybie kryzysowym, nie jest akceptowane przez każdego lekarza. Są wśród nich tacy, którzy uważają, że jest to zbyt ryzykowne. Z kolei inni widzą realne zagrożenie w brakującej liczby sprzętu. Koronawirus w ciągu kilku tygodni zabił co najmniej 281 osób w Nowym Jorku. Liczba potwierdzonych przypadków wynosi 22 000, podczas gdy miasto dysponuje tylko kilkoma tysiącami respiratorów. Eksperymentu podjął się zespół doktora Craiga Smitha, głównego chirurga w New York-Presbyterian / Columbia University Medical Center na Manhattanie. Z jego relacji wynika, że lekarze testowali to rozwiązanie dzień i noc. Smith zdecydował się na ten ruch po tym, jak amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków wydała szpitalom zezwolenie na modyfikowanie działania respiratorów w nagłych przypadkach dla więcej niż jednej osoby. Gubernator Nowego Jorku, Andrew Cuomo, powiedział, że jego pracownicy walczą o pozyskanie większej ilości respiratorów, ale póki co przydzielenie jednego aparatu do dwóch pacjentów, choć nie jest idealnym rozwiązaniem, na ten moment jest jedynym wykonalnym. Organizacje takie jak: Society of Critical Care Medicine, American Association for Respiratory Care i cztery inne grupy ekspertów-praktyków wydały wspólne oświadczenie stwierdzające, że proponowanej praktyki nie należy stosować, ponieważ nie można jej bezpiecznie przeprowadzić przy użyciu obecnego sprzętu. Głównym powodem poddającym w wątpliwość tę metodę jest duża trudność w dostrojeniu respiratora do nawet jednego pacjenta. Towarzystwa rekomendują lekarzom zamiast tego dokonać wyboru który pacjent ma większe szanse na przeżycie i zastosowanie leczenia u niego. Doktor Smith podkreśla, że pacjenci „parowani” są do jednego respiratora według podobieństw w natężeniu objawów występujących w układzie oddechowym spowodowanych koronawirusem. Ponadto lekarze z Columbia University powołują się na badania z 2006 roku, z których wynika, że jeden respirator może utrzymać przy życiu cztery osoby dorosłe w tzw. scenariuszu awaryjnym. A taki właśnie nastał.
Źródło: New York Times