Propagandą rząd Zjednoczonej Prawicy stoi, ale przecież do tego już przywykliśmy. Skąd więc te ciarki na plecach przy słuchaniu środowych wynurzeń szefa rządu, któremu najwyraźniej media przypomniały wątek „morfiniczny” z początku pandemii, gdy Mateusz Morawiecki samotrzeć chciał odbijać Szwedom pensjonariuszy tamtejszych ośrodków opiekuńczych, którym państwo szwedzkie i szwedzkie szpitale rzekomo odmawiały leczenia? Skąd ten wszechogarniający niesmak?
Są granice – w każdym razie powinny być – których się nie przekracza. Których przekraczać się nie godzi. Których przekraczanie jest też niebezpieczne dla tego, kto się ośmiela. Uprawianie brudnej propagandy na cmentarzysku ponad 200 tysięcy tych, którzy zmarli – brzydkie słowo – „nadmiarowo” jest przekroczeniem takiej granicy.
Mateusz Morawiecki, do tego też się przyzwyczailiśmy, prawdę traktuje dość utylitarnie. W sprawie rzekomej wyższości polskiej walki z pandemią, w której – jak zaznaczył – były zapewne jakieś błędy nad podejściem krajów Zachodniej Europy rozmija się z prawdą w stopniu takim, w jakim – życzylibyśmy to sobie i całej ludzkości – asteroidy zawsze rozmijały się z torem, bo jakim Ziemia krąży wokół Słońca.
Tak. W marcu i kwietniu 2020 roku, gdy w Polsce zakażało się niewielu pacjentów i niewiele osób umierało (pamiętamy, średnia liczba zgonów w pierwszych miesiącach pandemii była wręcz niższa od średniej pięcioletniej), w państwach takich jak Francja, Włochy, Hiszpania, ale też Wielka Brytania, Holandia – wirus zbierał śmiertelne żniwo. Tak, dochodziło tam do selekcji pacjentów, i niektórzy nie mieli szans na podłączenie do respiratora. Mateusz Morawiecki jako osoba prywatna nie musi tego wiedzieć, ale jako premier rządu po dwóch latach pandemii powinien – nie jest niczym niezwykłym, że lekarze dyskwalifikują niektóre osoby z leczenia na intensywnej terapii przy pomocy wentylacji mechanicznej. To metoda niezwykle obciążająca, szanse na przeżycie maleją wraz z wiekiem (ale też innymi czynnikami ryzyka). Nie każdy może, nie każdy powinien być w ten sposób ratowany. Tak, podawano pacjentom morfinę. Znowu – nie jest to nic niezwykłego. Gdyby premier miał obok siebie Radę Medyczną i zadał pytanie właściwym ludziom, usłyszałby, że to rutynowe postępowanie przy niewydolności oddechowej. Morfina jest lekiem.
Polska wiosną 2020 roku patrzyła na Lombardię, patrzyła na Londyn – i żadnych wniosków nie wyciągnęła. Błędy – nie „jakieś”, tylko ogromne, zasadnicze – które popełniono latem 2020 roku (wirus był wtedy w odwrocie, jeśli Mateusz Morawiecki myśli, że kiedykolwiek zapomnimy o tym znaczącym bon mocie, myli się straszliwie), szybko przyniosły owoce. Polska jesienią 2020 roku przeżyła takie samo zderzenie z SARS-CoV-2, jakie Włochy czy Hiszpania przeżyły kilka miesięcy wcześniej. Za zmarnowany czas pandemia wystawiła straszliwy rachunek – kilkadziesiąt tysięcy nadmiarowych zgonów tylko w 2020 roku, kolejne – w wiosennej fali. Jednak prawdziwą hańbą państwo polskie okryło się jesienią 2021 roku, gdy krzywa zgonów w Polsce znów szokowała świat (przez wiele dni, tygodni, utrzymywaliśmy się w światowej czołówce, na trzecim, czwartym, piątym miejscu w bezwzględnych liczbach zgonów, zaraz za USA i Rosją, my, 38 milionowy kraj, zaledwie). Zaniedbania na polu szczepień, fasadowe obostrzenia – to jest nasz prawdziwy „sukces”.
Nie jest też prawdą, że w Polsce nie było selekcji pacjentów, że każdy miał szansę na mityczne „łóżko”. Nie każdy. W drugiej i trzeciej fali pandemii niektórzy pacjenci covidowi umierali w karetkach. Duża liczba seniorów, którym nawet nie wykonano testów, więc nie pokazali się w statystykach covidowych, umierała w domu. Czym innym, jak nie selekcją wreszcie, było odcięcie możliwości leczenia pacjentów z problemami innymi niż COVID-19? Wielomiesięczne wypchnięcie ich poza system?
Polska pod względem liczby zgonów nadmiarowych jest w światowej czołówce. Bilans dwóch lat pandemii poznamy zapewne dopiero za kilka miesięcy, ale jedno jest pewne: nie będziemy mieć powodów do dumy. Żadnych. Możemy to oczywiście tłumaczyć, racjonalizować, analizować. Nie wszystko jest winą rządu, nie wszystko – zapewne – można było zrobić lepiej. Ale i tak te zaniedbania, zaniechania, złe decyzje, za które rząd jest odpowiedzialny – nawet jeśli tej odpowiedzialności nie akceptuje, wołają o pomstę do nieba, albo raczej – o całkiem ziemski osąd.
Budowanie narracji, jakoby Polska w jakimkolwiek wymiarze bardziej, lepiej, skuteczniej, ratowała życie na jakimkolwiek etapie pandemii, niż inne kraje, jest niegodziwością. I to jest najlżejsze z określeń, jakich w tym kontekście można użyć.