Co sześć minut w Polsce ktoś dostaje udaru mózgu, również podczas pandemii. Tymczasem w trakcie lockdownu nastąpił 30 % spadek liczby pacjentów leczonych na oddziałach udarowych. Wielu chorych doprowadziło to do ciężkiego kalectwa lub śmierci. Dlatego prof. Konrad Rejdak, prezes elekt Polskiego Towarzystwa Neurologicznego i kierownik Katedry i Kliniki Neurologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie wraz ze swoim zespołem zaangażował się w akcję #nieczekajwdomu. Jej celem jest przekazanie pacjentom rzetelnej informacji, że szpital także dziś jest dla nich bezpiecznym miejscem, a lekarze są gotowi do niesienia pomocy.
Groźniejszy niż wirus
Udar może przytrafić się każdemu. Jest trzecią najczęstszą przyczyną śmierci i głównym powodem niesprawności u osób powyżej 40. roku życia. 30% osób umiera w wyniku udaru w ciągu pierwszego miesiąca od zachorowania, a 20% chorych, którzy przeżywają ostrą fazę, wymaga stałej opieki. Dr Adriana Zasybska z Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie podkreśliła, że SOR w jej placówce jest dobrze zorganizowany i pacjenci z podejrzeniem COVID-19 są oddzielani od reszty chorych. Są oni tak samo leczeni z powodu udarów, tylko personel pracuje w strojach barierowych. – Niestety trafiają do nas osoby, które - mimo ewidentnych objawów udaru - zwlekały z wezwaniem pogotowia. Zgłaszają się zbyt późno, poza oknem czasowym, w którym pomoc byłaby najbardziej efektywna. Tłumaczą, że bali się zarażenia koronawirusem w szpitalu – opowiada. Prof. Rejdak dodaje, że największym błędem jest przekonanie, że objawy same miną. Strach przed SARS-CoV-2 może okazać się groźniejszy dla zdrowia i życia niż przypuszczamy. Bardzo często prowadzi on do podjęcia złych decyzji – paraliżuje zamiast zmotywować do działania.
Liczy się każda minuta
Dr Piotr Luchowski również ze Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie mówił o „złotych godzinach”, w których można odwrócić deficyt neurologiczny wywołany udarem. - To jest maksymalnie do 6 godzin od momentu wystąpienia objawów klinicznych. Leczenie trombolityczne, czyli dożylne podanie leku, który rozpuści skrzeplinę w naczyniu wewnątrzczaszkowym możemy stosować do 4,5 godzin. Natomiast leczenie wewnątrz naczyniowe, czyli mechaniczne udrożnienie naczynia jest dopuszczalne obecnie do 6 godzin. Każda zwłoka nawet o 15 minut oddala szansę na skuteczną terapię - zaznaczył. Poinformował, że średnio od momentu dotarcia do ośrodka do rozpoczęcia leczenia interwencyjnego mija około 50 minut. W tym czasie trzeba wykonać kwalifikację pacjenta, zrobić badania tomograficzne, zaangażować radiologów interwencyjnych, przygotować chorego do znieczulenia ogólnego. - Jeśli pacjent trafi do szpitala w ciągu trzech godzin od momentu wystąpienia deficytu neurologicznego, nawet ogromnego, np. z porażeniem kończyn, pełnym zaburzeniem mowy czy niedowidzeniem, szansa na to, że wyjdzie sprawny z naszej kliniki wynosi nawet 60%- 70%. Jeśli trafi pod koniec okna terapeutycznego, czyli w okolicach 6 godziny, maleje ona do 30%-35% - wyliczał.
Nie lekceważ objawów
- Udar jest skutkiem ogniskowego uszkodzenia mózgu. W każdej jego okolicy może dość do zatkania światła naczyń lub ich pęknięcia. Manifestuje się nagłym deficytem neurologicznym. Mogą to być niedowłady. Najczęściej jest to niedowład połowiczy z różnym stopniem nasilenia. Częstym objawem są także zaburzenia mowy. Zdarza się również utrata przytomności – wymieniał prof. Rejdak. Dr Luchowski dodał, że objawem słabo zauważalnym przez pacjenta jest niedowidzenie połowicze. - Często z tego powodu dotknięty udarem przechodząc przez drzwi zawadza jednym barkiem o framugę - wyjaśnił. Lekceważone są także drętwienia, czyli zaburzenia czucia. – Tymczasem jeśli dotyczą twarzy, kończyny górnej i dolnej, to na 90% jest to objaw udaru – zaznaczył neurolog. Dodał, że nawet przemijający atak niedokrwienny z przejściowym deficytem neurologicznym, który może ustąpić po 30 do 60 minut oznacza 10% ryzyko udaru w ciągu 48 godzin. Dlatego jest to stan wymagający badania neurologicznego. Prof. Rejdak apelował, aby widząc objawy udaru u siebie lub najbliższych wzywać pogotowie lub wołać o pomoc.
Udary leczymy coraz lepiej
- Ratujemy nawet pacjentów stuletnich. Najmłodszy miał, 3,5 roku, a najstarszy 101 lat. Dla nas największe znaczenie ma czas przybycia do szpitala od momentu wystąpienia objawów, a nie wiek pacjenta – poinformował dr Piotr Luchowski.
Prof. Rejdak dodał, że zaczyna się już dyskusja, jak długo trombektomia mechaniczna powinna jeszcze funkcjonować w formie pilotażu. - Pilotażowi nie podlega sprawdzona już i skuteczna metoda, tylko system organizacji takiego leczenia na terenie całego kraju. Pilotaż okazał się wielkim sukcesem, bo dzięki niemu udało się wprowadzić tą metodę leczenia – podkreślił.
Specjaliści zwrócili też uwagę, że ważna jest profilaktyka udarów. Dr Adriana Zasybska poinformowała, że bardziej narażeni są chorzy na cukrzycę, z nadciśnieniem tętniczym, z migotaniem przedsionków i osoby po zawałach. Również otyli, prowadzący siedzący tryb życia, palący papierosy i niezdrowo się odżywiający zwiększają u siebie ryzyko udaru. Prof. Rejdak poinformował, że rośnie także ono o kilka procent u pacjentów z ciężkim przebiegiem COVID-19.
Więcej o kampanii społecznej na: www.stopudarom.pl