Razem żądało 20 mld zł więcej dla ochrony zdrowia już na etapie uchwalania budżetu, ale koalicja rządowa do poprawki się nie przychyliła, uchwalając dotację w wysokości 18,3 mld zł. Ta już została zwiększona do 22 mld zł, jednak to ciągle za mało. Szacunki posłów Razem nie okazały się przesadzone: jak poinformował „Rynek Zdrowia”, NFZ zużył już 80 proc. zaplanowanej dotacji budżetowej – bez tego nie byłoby mowy o zrównoważeniu wydatków i kosztów, a przed płatnikiem w drugim półroczu znacząco wyższe wydatki w związku z koniecznością sfinansowania podwyżek wynikających z ustawy o wynagrodzeniu minimalnym. Minister zdrowia zadeklarowała, że resort zdrowia na pewno nie wybierze wariantu minimalnego, co oznacza, że wydatki – tylko z tytułu podwyżki kosztów pracy – sięgną 6-9 mld zł (w zależności od wybranego wariantu).
Adrian Zandberg, powołując się na publikację branżowego portalu, stwierdził: - Budżet Narodowego Funduszu Zdrowia jest w dużo większych opałach, niż się dotąd wydawało. W bardzo szybkiej perspektywie możemy mieć potężne problemy, jeżeli chodzi o świadczenia zdrowotne.
Z kolei wiceprezes NFZ Jakub Szulc podczas czwartkowego spotkania z dyrektorami szpitali powiatowych, odpowiadając na pytanie o możliwości finansowe NFZ odpowiedział, że środki na podwyżki będą musiały pochodzić z dotacji budżetowej. Co więcej, wiadomo, że ok. 4 mld zł NFZ „pożyczył” z Funduszu Medycznego, z czego zapłacono za nadwykonania, również świadczeń limitowanych, za 2024 rok – jeśli nie uda się znowelizować ustawy, budżet państwa i tak będzie musiał te pieniądze oddać. Do tego dochodzą środki za nadwykonania, kwartalnie to kwota nawet 4 mld zł (w tym roku Fundusz będzie musiał sfinansować trzy kwartały). Pieniądze i tak będą się musiały znaleźć, tylko w formie kroplówki finansowej, uruchamianej w ostatniej chwili i pod presją „pożarów”.