Obecna koalicja rządząca znalazła się tym samym w głębokiej defensywie, a jednym z najczęściej powtarzanych w poniedziałkowe przedpołudnie słów był „szok”. Wygrana Karola Nawrockiego stawia bowiem pod potężnym znakiem zapytania, a tak naprawdę przekreśla, szanse koalicji, która wygrała wybory jesienią 2023 roku na „dowiezienie” choćby części obietnic, złożonych wówczas wyborcom. Jeśli nie zajdą niespodziewane okoliczności, można się spodziewać konsolidacji nowej większości przy jednoczesnej dekompozycji koalicji demokratów.
Oczywiście, zawsze są scenariusze alternatywne. Wymiana najsłabszych ogniw w rządzie, być może nowy premier – wszak mówiło się głośno, że Donald Tusk nie planuje rządzić przez cztery lata. Może przebudowa koalicji i wejście do rządu nowych twarzy. Jednym z wniosków, jakie można wyciągnąć z tych wyborów, jest widoczne zmęczenie sporej grupy wyborców dotychczasową ofertą (i nie, nie chodzi o duopol PO-PiS, ten ma się paradoksalnie całkiem dobrze, zważywszy, że w tym roku obchodzi dwudziestolecie istnienia).
Zapasy między rządem a prezydentem, obserwowane grudnia 2023 roku, wejdą w nową fazę, bo Karol Nawrocki to zawodnik chodzący w zupełnie innej wadze, niż Andrzej Duda. Będzie trudniej, a jeden z prawdopodobnych scenariuszy to taśmociąg z prezydenckimi wetami, przynajmniej w sprawach kluczowych i budzących społeczne emocje. Do takich, niewątpliwie, należą i tematy zdrowotne, czekające na rozstrzygnięcie – m.in. ustawa o szpitalnictwie. Odkładana, zupełnie bez sensu, od listopada ubiegłego roku, w tej chwili może nie mieć szans, jeśli PiS uzna, że bardziej opłaca się narracja o zagrożeniu prywatyzacją, niż racjonalna kontynuacja zmian, które rząd Mateusza Morawieckiego planował wprowadzić (nawet jeśli w tej chwili Morawiecki twierdzi inaczej).
Ogromnym problemem będą finanse – choćby dlatego, że Karol Nawrocki z pewnością przypilnuje realizacji zapisów dotyczących Funduszu Medycznego i z pewnością nie zgodzi się na jego rozwiązanie.
Na stole leży też kwestia aborcji czy też praw reprodukcyjnych kobiet, mówiąc szerzej. Raczej można zapomnieć o ustawowym uregulowaniu dostępności do antykoncepcji awaryjnej bez recepty. Nawet jeśli PiS chciałoby podtrzymać w tej sprawie „dobrą wolę” sprzed miesięcy i zgodzić na dostępność dla kobiet pełnoletnich, niewykluczone, że nowy prezydent podejdzie do sprawy w sposób jeszcze bardziej zasadniczy niż Andrzej Duda. Nie będzie ani legalizacji aborcji do 12. tygodnia ciąży, ani nawet jej depenalizacji. Nie jest nawet pewne, czy powrót do tzw. kompromisu aborcyjnego, czyli projekt klubów Trzeciej Drogi nie okazałby się zbyt daleko idący.
Pojawiają się sygnały, że jeszcze w tym tygodniu premier Donald Tusk może się zdecydować na jakiś zdecydowany ruch. Na przykład o wystąpienie do Sejmu z wnioskiem o wotum zaufania. Inne decyzje wymagać będą więcej czasu, ale też prawda jest taka, że nie ma go zbyt wiele i zacznie biec coraz szybciej.