Martyna Chmielewska: Jak wygląda praca załogi karetki podczas epidemii koronawirusa?
Piotr Dymon: W tym momencie nasza praca wygląda rutynowo. Epidemia trwa już kilka miesięcy. Procedury co do zachowania się podczas wyjazdów są sprecyzowane, chociaż nie są one jednolite w skali kraju. Każdy ratownik na wyposażeniu własnym posiada maskę półtwarzową, pełnotwarzową. Jeżeli jedziemy do osoby, która jest potencjalnie podejrzana o zachorowanie, zakażenie koronawirusem, to najpierw sprawdzamy podstawowe parametry następnie przebieramy się na miejscu w pakiet odzieży zabezpieczenia bezpośredniego. Czasami zgłoszenie różni się od stanu faktycznego. Mamy szczelne kombinezony, które zabezpieczają przed dostępem drobnoustrojów, wirusów do naszego organizmu. Mamy maski z filtrami co najmniej na poziomie N95, czyli takie, które nie przepuszczają zarazków. Jest to trochę uciążliwe, tym bardziej że mamy lato. Kombinezony są szczelne. Człowiek po godzinie, a czasem po 20 czy 30 minutach czuje się jak w worku z wodą, jak w saunie.
M.Ch.: Czy pacjenci często ukrywają fakt, że mieli kontakt z osobą zakażoną?
P.D.: Podzieliłbym zgłaszających na dwie grupy. Jedni z nich naciągają fakty, drudzy je zatajają. Wiadomo, że jeżeli dyspozytorzy pracujący na numerze alarmowym, pytają, czy osoba jest chora, czy miała kontakt z osobą zakażoną, czy ma temperaturę, czy występuje niewydolność oddechowa, duszność. Czasami pacjenci nie mówią wszystkiego. A wszystko dlatego, że po pierwsze chcą wymusić przyjazd karetki. Po drugie obawiają się, że wylądują w szpitalu zakaźnym. Dopiero na miejscu w stu procentach weryfikuje się stan faktyczny. Jeśli osoba ma już zdiagnozowane zakażenie koronawirusem, to widnieje w systemie jako osoba na kwarantannie. Wtedy zespół od razu się zabezpiecza, przebiera w środki zabezpieczające. Czasami osoba jest na kwarantannie, jest bezobjawowa. Trzeba jednak zachować środki ostrożności, żeby nie wyłączyć zespołu z dalszego działania.
M.Ch.: Czy ratownicy mają odpowiedni dostęp do środków ochrony osobistej, testów?
P.D.: Nie mamy testów przesiewowych. Tylko w momencie zagrożenia zostajemy odsunięci od pracy . Po siedmiu dniach najpóźniej jest pobierany wymaz. Jeżeli pacjent jest podejrzewany o zakażenie, to najpierw od niego pobiera się wymaz. Jeśli wynik testu jest negatywny, to zespół wraca do pracy. Jeśli wynik jest negatywny, to wówczas odbywa się kwarantannę. Obecnie dostępność do testów jest większa niż w marcu czy kwietniu tego roku.
M.Ch.: Z jakim hejtem spotykają się ratownicy podczas epidemii koronawirusa?
P.D.: To jest ambiwalencja uczuć jeżeli chodzi o grupy medyczne i pozamedyczne. Nasze społeczeństwo podczas epidemii COVID-19 przeszło od uwielbienia do nienawiści. Jest to dziwne. Osoba, która jest naznaczona, może czuć się pokrzywdzona psychicznie i nie będzie chciała wykonywać swojego zawodu czyli pomagać potrzebującym. Nie pamiętam by doszło do rękoczynów. Ratownikom zamieszczono informacje za szybami samochodów „Nie chcemy zarazy”. W kwietniu lub maju znalazłem za wycieraczką mojego samochodu kartkę, na której sugerowano mi, abym nie zostawiał na widoku identyfikatora (przepustki na teren pogotowia). Grożono, że może się to skończyć uszkodzeniem samochodu.
M.Ch.: Jest to bardzo przykra sytuacja. Jak walczyć z hejtem?
P.D.: Hejt jest określony w Kodeksie karnym. Trudno jest go egzekwować od nieznanej osoby, która zostawia kartkę za wycieraczką samochodu. Jeśli w okolicy jest monitoring, to łatwiej jest to zrobić.. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że hejtowanie medyków nie prowadzi do niczego dobrego. Prędzej czy później może okazać się, że nie będzie miał im kto udzielić pomocy. Chyba nie biorą tego pod uwagę. Uważają, że medycy są dla nich. Zawód medyczny jest taki sam jak każdy inny. Zawsze można go zmienić. Nikt nie zastanawia się co zrobić w sytuacji gdy zabraknie medyków w naszym kraju. Wtedy ludzie nie będą mieli tej pierwszej, podstawowej pomocy.
M.Ch.: Czego najbardziej brakuje ratownikom podczas epidemii koronawirusa?
P.D.: Myślę, że brakuje im odpoczynku. Nasze środowisko boryka się z brakami kadrowymi. Brakuje jasno sprecyzowanych, ogólnopolskich procedur, które są ogólnie sformułowane. Wydaje mi się, że każdy pracodawca inaczej je wprowadza w swoim zakładzie pracy. Brakuje zrozumienia i wsparcia przy udzielaniu pomocy. Wiadomo, że największą gratyfikacją w każdej pracy jest ta finansowa. Wydaje mi się, że jeżeli ktoś pracuje w trudnych warunkach w czasie epidemii, to powinien otrzymywać większą pensję. Niestety tylko w niektórych województwach jakieś dodatki finansowe są przekazywane dla ratowników.