W ostatnich dniach nie brakowało dowodów, że agresja w podmiotach leczniczych, agresja ze strony pacjentów lub ich bliskich zdarza się częściej, niż chcielibyśmy zakładać. Uczestnicy marszu mówili zresztą wprost, że jest to doświadczenie powszechne. Że nawet jeśli im samym zostało ono (jeszcze) oszczędzone, palców obu rąk nie starczyłoby, gdyby chcieli wymienić kolegów, którzy z agresją zetknęli się osobiście. Nie tylko słowną, choć ona zdarza się najczęściej. Często przybiera ona zresztą postać gróźb karalnych, gdy człowiek – lekarz, pielęgniarka, ratownik – zaczynają się zastanawiać, czy to „tylko” słowa, czy słowa, za którymi pójdzie atak.
Minister zdrowia uszanowała rozgoryczenie i żal pracowników medycznych – obok lekarzy w milczeniu szli ratownicy medyczni, diagności, farmaceuci, szły pielęgniarki, przedstawiciele innych zawodów medycznych i niemedycznych – i szybko wyszła do protestujących, by zapewnić ich, że rząd z całą powagą traktuje problem bezpieczeństwa pracowników ochrony zdrowia. Zapowiedziała szybkie przyjęcie przez rząd i skierowanie do Sejmu nowelizacji przepisów karnych (podniesienie maksymalnego i minimalnego wymiaru kary za napaść na pracownika medycznego w trakcie wykonywania przez niego obowiązków) i bezwzględne egzekwowanie ochrony, jaka przysługuje profesjonalistom medycznym w trakcie pracy, ochrony równoważnej z funkcjonariuszami publicznymi, takimi jak strażak czy policjant. Szybko ma zostać wprowadzona do kodeksu wykroczeń nowa kategoria czynu zagrożonego wysoką karą finansową – zakłócenie porządku publicznego w podmiocie leczniczym. To może okazać się game changer, który ostudzi zacietrzewienie osób, odreagowujących na personelu medycznym poczucie frustracji, jakiekolwiek miałaby ona przyczyny.
Lekarze już na początku marszu mówili otwarcie, że jednym ze źródeł agresji pacjentów są dysfunkcje systemu i to, że chory – lub jego bliscy – często jest ze swoim problemem logistycznie pozostawiony sam sobie, czuje się zagubiony i atakuje tych, którzy są najbliżej, czyli właśnie personel medyczny. Jednak jeszcze poważniejszym problemem, na który również zwracano uwagę, jest podupadające zdrowie psychiczne Polaków, a agresja staje się jednym z objawów toczących zarówno jednostki jak i społeczeństwo, choroby. Drastycznym przykładem są nie tylko wydarzenia z Krakowa, ale i ubiegłotygodniowy atak na pracownicę UW, którego dopuścił się student tej uczelni. Jedna ofiara śmiertelna, ciężko ranny pracownik ochrony – kolejna tragedia, której być może można byłoby uniknąć, gdyby świadkowie sięgnęli po telefony nie po to, by nagrywać filmy, robić zdjęcia czy rozsyłać informacje między sobą o dziwnie zachowującym się młodym człowieku, lecz zadzwonili na 112. Rozmawiać, jak się wydaje, trzeba nie tylko o agresji, ale też o obojętności i poczuciu odpowiedzialności.