Brakuje skali, by zmierzyć szkodliwość tej wypowiedzi. Byłoby lepiej, gdyby Kosiniak-Kamysz powiedział wprost: - Odebraliśmy zbyt wiele telefonów od biskupów, nie możemy sobie pozwolić na ignorowanie głosu Kościoła. A może możemy, ale nie chcemy, więc edukacja zdrowotna będzie dla chętnych.
Co jednak, zamiast tej (nad)szczerości zafundował polityk PSL? Umocnił przeciwników edukacji zdrowotnej, podzielając ich argumentację dotyczącą rzekomego naruszania – przez wprowadzenie tego przedmiotu – prawa rodziców do wychowania dzieci. Tymczasem edukacja zdrowotna, jej podstawa programowa, nie zawiera elementów wychowania. Nawet jeśli mowa o wąskim wycinku edukacji w zakresie zdrowia seksualnego – przekazanie wiedzy o metodach antykoncepcji, by przywołać jeden z najbardziej rozpalających emocje punktów, nie jest niczym więcej, jak przekazaniem informacji. Po stronie rodziny (i instytucji kształtujących postawy etyczne i moralne, czyli na przykład Kościoła) pozostaje wychowanie, którego rezultatem będzie to, co, kiedy i w jakim zakresie młody człowiek z posiadaną wiedzą zrobi.
Ale edukacji zdrowotnej nie można sprowadzać do edukacji seksualnej. Cała wiedza o profilaktyce zdrowotnej, o właściwych, sprzyjających zachowaniu zdrowia, wyborach zdrowotnych – w zakresie tak zdrowia somatycznego jak i psychicznego, wiedza dotycząca, chociażby, szczepień ochronnych a także całego spektrum „medycyny alternatywnej”, pseudonauki, rozpoznawania medycznych fake newsów i manipulacji. Również wiedza o tym, jak się chronić przed przemocą (seksualną, psychiczną w świecie realnym i cyberprzestrzeni). Wicepremier, minister obrony narodowej, nie widzi powodów, by wyposażać dzieci i młodzież w broń przeciw jednemu z największych zagrożeń cywilizacyjnych, czyli – dezinformacji. Która jest tym bardziej groźna (wręcz śmiercionośna) na im bardziej jałowy, pozbawiony podstawowego zasobu informacji, grunt pada.
Nie ma skąd czerpać optymizmu. Dosłownie kilka dni temu minister edukacji narodowej stwierdziła, że choć ona osobiście jest przekonana, że edukacja zdrowotna powinna być obowiązkowa, rozpatrywane w tej sprawie są różne scenariusze. To dość czytelny sygnał, że decyzja w tej sprawie nie jest ostateczna, więc jak najbardziej możliwe jest, że edukacja zdrowotna będzie mieć status WDŻ, wychowania do życia w rodzinie, chyba najbardziej nieistotnego ze szkolnych przedmiotów na przestrzeni ostatnich dekad. Nieistotnego i niezauważalnego.