Wybory: Kto tym razem został w domu?
Opublikowano 19 maja 2025 15:32

Rząd Donalda Tuska czeka, najprawdopodobniej, seria wstrząsów. Premier co prawda zapowiadał poważną rekonstrukcję „po wyborach”, ale w tej chwili karty, mówiąc obrazowo, wypadły mu z ręki. Patrząc na wyniki poszczególnych kandydatów, okazuje się, że dwoje polityków lewicy – Adrian Zandberg i Magdalena Biejat – łącznie osiągnęło wynik praktycznie dwukrotnie lepszy niż marszałek Sejmu. Nie ma też raczej wątpliwości, czemu, a raczej komu, go zawdzięczają – Rafałowi Trzaskowskiemu i strategom jego kampanii, którzy postanowili, dość niespodziewanie, z polityka centrolewicowego, jednoznacznie kojarzonego z progresywnością, otworzyć na elektorat bardziej konserwatywny. Stąd, na przykład, poparcie Trzaskowskiego dla fakultatywnej edukacji zdrowotnej, próba schowania tęczowej flagi podczas debaty w Końskich czy budzący zdziwienie pomysł odebrania zasiłku 800 plus niepracującym Ukraińcom (czy też raczej Ukrainkom). Trzaskowski stworzył przestrzeń do rozwinięcia skrzydeł kandydatom partii lewicowych tym bardziej, że w absurdalnie niezrozumiały sposób zaangażował się w temat obniżenia składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Nota bene, wynik Szymona Hołowni stawia kropkę nad i w dyskusji, czy jest to kierunek, którego Polacy rzeczywiście oczekują.
Nie byłoby łącznie 10 proc. poparcia dla lewicy (razem z 1 proc. Joanny Senyszyn), gdyby nie wolne pole, opuszczone przez Rafała Trzaskowskiego, który lewicowy lub lewicujący elektorat oddał walkowerem kandydatom praktycznie nieliczącym się na starcie kampanii. Którzy, trzeba oddać im sprawiedliwość, potrafili wykorzystać szansę, a tak naprawdę – byli po prostu sobą. Trudno sobie wyobrazić, by wyborcy Nowej Lewicy czy partii Razem w drugiej turze postanowili zostać w domu, mając przed sobą perspektywę prezydentury, otwierającej drogę do koalicji PiS-Konfederacja z silnym skrzydłem Grzegorza Brauna, który przecież z partii Sławomira Mentzena nie został usunięty w obawie właśnie przed rozłamem i odejściem (zbyt) wielu działaczy, w tym rozpoznawalnych polityków. To samo dotyczy wyborców Szymona Hołowni. Demokraci mają dwa tygodnie na zaleczenie ran, zadawanych sobie wzajemnie przed pierwszą turą. Jednak to za mało, by myśleć o zwycięstwie.
Choć frekwencja w pierwszej turze nie była niska, ponad 66 proc. to drugi wynik w historii wyborów prezydenta w XXI wieku, była o 9 punktów procentowych niższa niż ta z wyborów parlamentarnych. Bez odpowiedzi na pytanie, kto tym razem został w domu, równania się nie rozwiąże. Wyniki wyborów są wskazówką – w domu zostały młode kobiety. To dlatego w grupie wiekowej 18-29 lat Sławomir Mentzen uzyskał ponad jedną trzecią głosów, w kolejnej – ponad jedną czwartą. Z kolei poparcie ze względu na płeć pokazuje, że poparcie dla Mentzena wśród kobiet było dwukrotnie niższe niż wśród mężczyzn (10 vs 20 proc.).