Wyrównywanie szans, bezpieczeństwo lekowe, jakość życia. Nowa strategia zdrowotna dla Polski i Europy
Opublikowano 27 maja 2025 09:00

Dyskusję „Wyrównywanie szans, bezpieczeństwo lekowe, jakość życia. Nowa strategia zdrowotna dla Polski i Europy” rozpoczęła próba rekapitulacji osiągnięć w zakresie priorytetów Polski w czasie zbliżającej się do finału prezydencji. Jednym z nich, jak przypomniał Marek Kos, jest bezpieczeństwo lekowe. Wiceszef resortu zdrowia zwrócił uwagę na nieoczywisty jego aspekt. – Blackout na Półwyspie Iberyjskim z początku maja dał mi do myślenia, jeśli chodzi o znaczenie bezpieczeństwa energetycznego. Jeśli zabraknie prądu, nie będzie niczego. Również dostępności do leków – wskazał, wyliczając, że chodzi zarówno o warunki przechowywania, możliwość wystawiania i realizacji recept, nie wspominając o przerwach w produkcji i dystrybucji.
Polska w czasie prezydencji mocno akcentowała również kwestie profilaktyki. Kos przyznał, że mamy nowe otwarcie w postaci programu „Moje zdrowie”, jednak podkreślił, że w tym obszarze konieczne są zdecydowane decyzje Ministerstwa Zdrowia i parlamentu. – Na profilaktykę nie idą środki wystarczające do osiągnięcia efektu – mówił. Problemem nie są jednak wyłącznie pieniądze. Eksperci są jednomyślni – nie będzie postępów w tym obszarze, jeśli nie podniesieni się poziom edukacji zdrowotnej. Marek Kos ocenił, że edukacja zdrowotna powinna być „prawdziwym hitem” w szkołach i ubolewał, że nie wejdzie do nich we wrześniu jako przedmiot obligatoryjny. – Mam nadzieję, że stanie się to we wrześniu 2026 roku i że wkrótce będą się odbywać konkursy i olimpiady z tego przedmiotu, traktowane równorzędnie z chemią i biologią. Dla kandydatów na studia związane z medycyną wiedza z zakresu edukacji zdrowotnej ma większe znaczenie niż fizyka, z całym szacunkiem do tego przedmiotu – wskazywał.
O konieczności edukacji zdrowotnej, czy też budowania świadomości wśród osób zdrowych na temat profilaktyki mówiła również dr Beata Małecka-Libera, przewodnicząca senackiej Komisji Zdrowia. Jak przyznała, sukcesy ustawy o zdrowiu publicznym, uchwalonej dziesięć lat temu, można uznać za połowiczne, bo nadal dopiero się uczymy docierać do obywateli z przekazem, że warto i trzeba korzystać z rozwiązań, jakie tworzy system (na przykład uczestnicząc w programach przesiewowych czy szczepieniach). – Zdrowie publiczne może się kojarzyć z czymś, co nie jest „własne”, indywidualne. Jeśli coś nie jest „moje”, nie trzeba się o to troszczyć. Może powinniśmy raczej mówić o dobrostanie? – zastanawiała się autorka ustawy o zdrowiu publicznym z 2015 roku.
Małecka-Libera zapowiedziała zmiany w samej ustawie o zdrowiu publicznym jak i w Narodowym Programie Zdrowia, które mają dostosować zapisy do nowych realiów i wyzwań (z uwzględnieniem, choćby, ogromnych postępów w cyfryzacji). Podkreśliła, że absolutnym priorytetem w NPZ będą dzieci młodzież. – To o ich nawyki zdrowotne, o ich obecne i przyszłe zdrowie musimy dbać w sposób szczególny. Przewodnicząca Komisji Zdrowia podkreślała, że w szeroko rozumianą edukację zdrowotną muszą się włączać nie tylko szkoły, ale również społeczności lokalne, samorządy, również organizacje pozarządowe. Apelowała do obecnych na kongresie przedstawicieli organizacji pacjentów, by również podjęli to zadanie, zwłaszcza że w edukację zdrowotną wpisuje się nie tylko pierwotna profilaktyka, ale również, chociażby, temat adherencji, czyli stosowania się przez pacjenta do zaleceń lekarskich czy też uzgodnionego z lekarzem postępowania terapeutycznego. – Wiemy, jak wielu pacjentów tego nie przestrzega, co ma wymierne skutki – podkreśliła.
- Program „Moje zdrowie” ma szansę wyrównać dostęp do profilaktyki zdrowotnej. Konieczna jest jednak ciężka praca, w którą powinni się włączyć farmaceuci, diagności, oczywiście personel wszystkich poradni, nie tylko POZ, lekarze i pielęgniarki – wskazywał Norbert Pietrykowski, poseł TD Polska 2050. W jego ocenie jednym z głównych powodów, dla których przez niespełna cztery lata obowiązywania programu Profilaktyka 40 Plus skorzystał z niego mniej niż co dziesiąty pacjent jest ogromny deficyt informacji na temat samego programu.
Mówiąc o priorytetach polskiej prezydencji w UE trudno zapomnieć o cyfryzacji. Nawiązała do tego prof. Ewa Lech-Marańda, konsultant krajowa w dziedzinie hematologii, dyrektor Instytutu Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie, przypominając, że pod koniec marca weszło w życie rozporządzenie UE o europejskiej przestrzeni danych, które wprowadza kluczowe zmiany w sposobie przetwarzania, udostępniania informacji medycznych pacjentów, zaś hematologia to wręcz modelowy obszar, w którym można dokonywać analiz danych, monitorowania jakości leczenia w poszczególnych ośrodkach. Dokonywać analiz i udostępniać ich wyniki. Środowisko hematologów już od dłuższego czasu zabiega o możliwość powstania interaktywnego raportu, agregującego dane, gromadzone w Narodowym Funduszu Zdrowia, dotyczącego leczenia szpiczaka plazmocytowego. Aby takie narzędzie mogło powstać, konieczny jest dostęp do Systemu Monitorowania Programów Terapeutycznych (SMPT). Wgląd do danych na temat zrealizowanych badań i przebiegu terapii pacjentów leczonych w programie lekowym pozwoli na lepszą ocenę skuteczności terapii, efektywności programów lekowych, a także precyzyjniejsze planowanie działań zdrowotnych. Pozwoli też monitorować, czy wszystkie ośrodki, jak mówiła konsultant krajowa, postępują zgodnie ze standardami. – Ponieważ w szpiczaku plazmocytowym wszystkie linie leczenia zawarte są w programie lekowym, łatwo będzie to zmapować – przekonywała ekspertka.
Filip Urbański, dyrektor Departamentu Analiz, Monitorowania Jakości i Optymalizacji Świadczeń w Narodowym Funduszu Zdrowia zapewnił, że po tym, jak NFZ zakończył prace nad udostępnieniem wskaźników mierzenia jakości dla świadczeniodawców, będzie mógł przesunąć siły na projekt dotyczący interaktywnego raportu dedykowanego szpiczakowi plazmocytowemu, zarówno w zakresie dostarczenia danych jak i narzędzi wizualizacji. Przypomniał jednocześnie, że NFZ nie jest jedyną instytucją, zbierającą dane. – Centrum e-Zdrowia ma dane o zdarzeniach medycznych. Trzeba wywierać nacisk na świadczeniodawców, by poprawiać jakość tych danych – zwrócił się do organizacji pacjentów, obecnych podczas konferencji. – Mamy dużo do nadrobienia w tym obszarze.
O tym, jak ogromne korzyści mogą odnieść pacjenci, ale też system, z właściwego wykorzystania możliwości, jakie daje cyfryzacja w zakresie analizy dostępnych danych mówił również Łukasz Rokicki, prezes Fundacji Carita im. Wiesławy Adamiec, przywołując dyskusje, toczone w gronie trzydziestu państw na temat optymalizowania leczenia pacjentów ze szpiczakiem plazmocytowym. – Optymalizacja jest ważna, bo terapii już w tej chwili mamy bardzo dużo, a będzie jeszcze więcej. Koniecznością jest zrobienie dużego kroku w kierunku cyfryzacji opieki hematologicznej – wskazywał, podkreślając, że priorytetem mają być korzyści dla pacjenta, nie bez znaczenia są też jednak kwestie efektywności terapii, co ma przełożenie na dobre wykorzystywanie środków publicznych. Pokazują to doświadczenia innych krajów. – W Szwecji każda choroba onkologiczna, również szpiczak plazmocytowy, ma swój rejestr. I ten kraj ma jedne z najlepszych w świecie efekty leczenia – przypominał, wskazując również na pozytywne przykłady Danii i Niemiec.
Temat współpracy międzynarodowej poruszyła też Marzanna Bieńkowska, zastępca dyrektora Departamentu Współpracy, biuro Rzecznika Praw Pacjenta, która podkreślała wagę prac nad wprowadzeniem do powszechnego obiegu Europejskiej Karty Praw Pacjenta. – W skali całej UE angażuje się w to coraz więcej organizacji – mówiła. W trakcie prezydencji Polska dwukrotnie była gospodarzem spotkań rzeczników praw pacjenta, choć – jak mówiła przedstawicielka RPP – jako jedyni mamy osobny urząd, obrona praw pacjenta w większości krajów jest umocowana albo w instytucjach rzeczników praw obywatelskich lub ministerstwach odpowiadających za sprawy zdrowia. W agendzie unijnych dyskusji znalazł się temat powołania wspólnej instytucji, która odpowiadałaby za wprowadzenie praw pacjenta w skali całej UE. – Musimy też rozmawiać nie tylko o prawach, ale i obowiązkach pacjentów – przypominała Marzanna Bieńkowska, wspominając w tym kontekście zarówno o problemie nieodwoływania wizyt jak i aktywności w zakresie profilaktyki i dbania o zdrowie.
- Jeszcze dekadę temu organizacje pacjentów nie miały tak mocnej pozycji, jak dziś – przyznała Magdalena Kołodziej, prezes fundacji MY PACJENCI. Jak podkreśliła, w tej chwili jest wręcz oczywiste, że przedstawiciele pacjentów są wszędzie tam, gdzie są podejmowane decyzje, dotyczące ich dobrostanu. – Mamy możliwość zgłaszania opinii, uwag, skarg, w sposób systemowy. To gwarantuje, że nie pozostaną bez odzewu – mówiła. To z pewnością buduje sprawczość. Magdalena Kołodziej, odpowiadając na apel dotyczący większego zaangażowania organizacji pacjentów w edukację zdrowotną stwierdziła, że rzeczywiście mogłoby ono być większe, gdyby znalazły się na to środki finansowe, które pozwoliłyby zaktywizować grupy, działające na szczeblu lokalnym.

Tematy
Patient Empowerment