Decyzja o ograniczeniu dostępności tzw. tabletki dzień po to decyzja podyktowana polityczną histerią - ocenia dr Grzegorz Południewski, ginekolog.
Jak Pan ocenia decyzję Ministerstwa Zdrowia o ograniczeniu dostępności tzw. tabletki dzień po?
Myślę, że decyzja została podyktowana pewną światopoglądową i polityczną histerią niż potrzebami. Bezpieczeństwo tej pigułki akurat jest takie samo zarówno u nastolatek jak i starszych kobiet. Tak naprawdę, nawet gdyby takiej decyzji nie było, te czternastolatki z takiej pigułki nie skorzystają ze względu na wstyd czy barierę finansową. Myślę, że jest to decyzja bardziej związana z tym, by pokazać, że coś się robi, niż wpłynąć na zdrowie naszych dzieci. Jeśli mam być szczery, to uważam, że nic gorszego nie mogłoby spotkać nastolatki od niechcianej ciąży. Dając jej choć nikłą szansę skorzystania z tej pigułki, zrobilibyśmy więcej dobrego, niż broniąc jej tego.
No właśnie, przecież ta tabletka ma uchronić przed niechcianą ciążą przede wszystkim nastolatki...
Oczywiście. Antykoncepcja doraźna jest stosowana w specyficznych warunkach, rzeczywiście jest używana doraźnie. Obojętnie czy weźmie ją nastolatka czy dorosła kobieta, bo będzie w obu przypadkach działała tak samo. Biorąc pod uwagę warunki, w których kobiety muszą z tej tabletki skorzystać, właśnie dostępność wśród nastolatek jest bardzo istotna. Zwróćmy uwagę na pewnego rodzaju hipokryzję prawną. Nastolatki nie mogą współżyć, bo w prawie jest to zakazane, więc po cóż mielibyśmy im zabraniać antykoncepcji?
Do tego dochodzi jeszcze jeden problem: w jaki sposób farmaceuta ma odróżnić, czy nastolatka ma 14, 15 czy 16 lat?
Nie wiem. Uważam, że jest to właśnie taki cień niedopracowanego przepisu. Sądzę, że administracyjne kroki w tej sferze są po prostu niepotrzebne.
Czytaj także: Kwas foliowy wycofany z obrotu
